Nisz, trzecie co do wielkości serbskie miasto, było naszym kolejnym kilkugodzinnym przystankiem w drodze na wakacje w sierpniu 2014 r. Choć dziś miasto jest dość niepozorne, to wiąże się z nim naprawdę wielka historia…
Tour de Europe 2014, dzień 3 (poprzedni wpis: Smederevo, dawna stolica Serbii). Kontynuujemy wakacyjną podróż na południe Europy, celem jest Grecja. Ale na razie mamy za sobą pierwszy zagraniczny nocleg na tej trasie – zwiedziliśmy serbskie Smederevo i średniowieczną twierdzę w jego centrum. Ale to nie koniec dnia, przenosimy się niecałe 200 km na południe, by zobaczyć główne atrakcje trzeciego co do wielkości serbskiego miasta – Niszu.
Nisz ma bardzo długą historię, ale znaczenia nabrał w czasach Cesarstwa Rzymskiego. Zwany wtedy z łaciny „Naissus”, uznany został za strategicznie ważny ze względu na swoje położenie. I właśnie z czasów rzymskich pochodzi najważniejsza historia, związana z Niszem. Otóż to właśnie tutaj, w 272 r. urodził się syn Konstancjusza, ówczesnego oficera armii rzymskiej – Konstantyn. Później Konstancjusz został rzymskim Cezarem, a jeszcze później – Augustem.
Chyba należy się tu małe wyjaśnienie. Cesarz Dioklecjan (ten od pałacu w Splicie i wielkich prześladowań chrześcijan) wymyślił sobie „tetrarchię” – władzę miało sprawować dwóch cesarzy (wschodni i zachodni), nazywanych „Augustami”, którzy dobierali sobie zastępców – „Cezarów”, w praktyce wykonujących polecenia „Augustów” i odpowiedzialnych za wojsko i obronę granic. Wracając do Konstancjusza – zanim więc został Cezarem, urodził mu się syn Konstantyn. Konstantyn młodość spędził na dworze Dioklecjana, będąc swego rodzaju zakładnikiem – dzięki temu Dioklecjan był pewien posłuszeństwa Konstancjusza – normą wszak było, że poszczególni „Auguści” i „Cezarowie” nie ufali sobie nawzajem.
Ów urodzony w Niszu Konstantyn bywał w mieście kilkukrotnie, budując tu sobie miejsce odpoczynku – luksusową willę Mediana, której pozostałości można dziś w Niszu zwiedzać. Konstantyn zapisał się w historii kilkoma wielkimi rzeczami, nazwany więc został Konstantynem Wielkim. Czymże zapisał się w historii ten największy z mieszkańców Niszu ?
Przede wszystkim był „Cezarem”, a potem „Augustem”. Zjednoczył też Cesarstwo Rzymskie, usuwając „równoległego” sobie Augusta. Ale przede wszystkim – w 313 r. wydał w Mediolanie swój najsłynniejszy edykt, kończący prześladowania chrześcijan i uznający chrześcijaństwo za legalną religię. A że nie lubił Rzymu, po zjednoczeniu cesarstwa przeniósł jego stolicę do Bizancjum – które ogromnie rozbudował, przy okazji zmieniając mu nazwę na własną cześć – Konstantynopol. Pozostał on stolicą najpierw Cesarstwa Rzymskiego, Bizantyjskiego, a potem Imperium Osmańskiego na długie wieki. Dopiero w 1923 r. Turkowie zmienili mu nazwę – dziś nazywa się Stambuł.
Konstantyn Wielki zapisał się jeszcze kilkoma rzeczami. Z pozytywnych – inny jego edykt wyznaczał „dzień Słońca” dniem wolnym od pracy. „Dzień Słońca” to po prostu niedziela – uznaje się, że to właśnie Konstantyn Wielki ustanowił dzień wolny od pracy w niedzielę. Z negatywnych – podobnie jak Neron zgładził swojego najstarszego syna i żonę – oboje w zemście za podejrzenia o romans.
Wróćmy do Niszu. Od czasów Konstantyna przez wieki miasto wielokrotnie było najeżdżane przez różne nacje, niszczone i odbudowywane.Byli tu Hunowie, Węgrzy, Grecy, Serbowie, Bułgarzy czy wreszcie Turkowie. I z serbskim powstaniem przeciwko Turkom (pisaliśmy o nim już przy okazji wizyty w Smederevie tego samego dnia) wiąże się kolejna historia.
W maju 1809 r. serbscy powstańcy w Niszu zostali zaatakowani przez dużo większe siły tureckie. Nie chcąc się poddać i narazić na straszną śmierć z rąk Turków, Serbowie wysadzili miejscowy magazyn prochu. W eksplozji zginęło ok.3000 Serbów i dwa razy więcej Turków. Ale Turkowie i tak się zemścili. Nakazano zebrać głowy martwych serbskich obrońców i obedrzeć je ze skóry. Skórę wysłano do Konstantynopola w darze sułtanowi, natomiast czaszki wmurowano w wieżę, która – wybudowana na drodze z Niszu do Konstantynopola – miała służyć jako „straszak” w przyszłości.
„Wieżę czaszek”, jak się ją dziś nazywa, „zbudowano” z prawie tysiąca czaszek serbskich powstańców, w tym czaszki ich przywódcy, Stevena Sindelica. W miarę upływu czasu czaszek ubywało – były głównie zabierane przez rodziny, które chciały godnie pochować swoich bliskich. Dziś pozostało ich w murach wieży niewiele ponad 50. Pod koniec XIX wieku wieżę „obudowano” specjalną zadaszoną kaplicą, by ochronić ją przed zniszczeniem.
Dziś „wieżę czaszek” można zwiedzać, wejście jest odpłatne. Jest jedną z największych atrakcji dzisiejszego Niszu. We wnętrzach znajduje się także, specjalnie wyeksponowana, domniemana czaszka bohaterskiego Sindelica. Widok czaszek wmurowanych we wieżę jest dość psychodeliczny, mimo to odważyliśmy się wejść do wieży z dziećmi – zresztą przez cały okres Jugosławii przywożono tu szkolne wycieczki z całego kraju. Nie jest to więc coś, czego należy się bać.
„Wieża czaszek” była pierwszym punktem naszego zwiedzania Niszu. Ze względu na ograniczenia czasowe, nie mieliśmy szansy zobaczyć wszystkich atrakcji miasta, musząc wybierać te najbardziej nas interesujące. Spod „wieży czaszek” odjechaliśmy więc w stronę centrum i rzeki Niszawy. Drugim naszym celem była okazała twierdza, górująca nad miastem, będąca jednym z najlepiej zachowanych tego typu obiektów na całych Bałkanach.
Pierwszą twierdzę w tym miejscu wybudowali już Rzymianie – w połowie II wieku. Potem wielokrotnie była ona rozbudowywana w czasach Bizancjum – wszak Nisz leżał na terenach granicznych cesarstwa. Dzisiejszy plan twierdzy pochodzi z początków XVIII w., kiedy to Turkowie w znaczący sposób rozbudowali dawne bizantyjskie umocnienia, przygotowując je do roli obronnej przeciwko rządzącym niedaleko Habsburgom. Prace zakończyły się wmurowaniem specjalnej tablicy w głównej bramie do twierdzy – Bramie Stambulskiej – w 1723 r.
Twierdza ma mury o łącznej długości ponad 2 km – w oryginale były one wysokie na 8 m i szerokie (średnio) na 3 m. Dziś służy bardziej jako park miejski oraz miejsce kulturalnych i muzycznych eventów. Do tych celów wybudowano nawet specjalny amfiteatr. Zwiedzanie wnętrza twierdzy jest bezpłatne. A na terenie twierdzy (zajmowała ponad 22 ha) znaleźć można:
- lapidarium – kolekcję płyt nagrobnych oraz rzeźb, pochodzących jeszcze z czasów rzymskich (I – IV w.), pochodzących zarówno z wykopalisk na terenie twierdzy, jak i z pobliskich Niszowi innych stanowisk archeologicznych;
- pozostałości po ulicy oraz bazylice, pochodzących z czasów późno-rzymskich;
- ruiny term rzymskich (IV – VI w.);
- pozostałości po ulicy z czasów bizantyjskich (V – VI w.);
- meczet, pochodzący z XVI w.;
- turecką łaźnię z XV w., najstarszy osmański obiekt w Niszu;
- mnóstwo budynków z czasów tureckiej przebudowy twierdzy (początki XVIII w.), w tym kilka magazynów amunicji i prochu;
- pozostałości po innych bramach twierdzy, w tym pozostałości bramy wodnej;
Twierdza w Niszu to świetne miejsce na spacer w ciepły letni dzień. A z murów twierdzy, położonych od strony rzeki można podziwiać niezłą panoramę miasta. W sumie spędziliśmy na jej terenie miłą godzinę. Warto również rzucić okiem na wspomnianą już wcześniej główną bramę twierdzy – Bramę Stambulską. Przed nią, na chodniku znajdziecie niewielki pomnik, poświęcony pamięci ofiar bombardowań, przeprowadzonych przez NATO w 1999 r., w czasie wojny na Bałkanach. Zginęły wtedy również osoby cywilne w mieście.
Już niemal wyjeżdżając z Niszu, zwiedzamy trzecie miejsce, zapisane w naszych planach. Nieco nawiązuje ono do naszego rajdu rok wcześniej – po miejscach kaźni na granicy chorwacko-bośniackiej. Tym razem chcemy zobaczyć niemiecki obóz koncentracyjny Crveni Krst, wybudowany przez Niemców niemal w centrum Niszu.
W porównaniu ze znanymi nam z Polski, czy choćby ze wspomnianej granicy Chorwacji i Bośni, obóz Crveni Krst nie był duży. Otwarty w 1941 r., działał do wyzwolenia Niszu w 1944 r. i przez jego mury przeszło ok.35 tysięcy osób. 10 tysięcy z nich przypłaciło pobyt tutaj życiem. Dziś teren byłego obozu przekształcony jest w muzeum, dostępne dla zwiedzających. Niestety nie trafiamy w godziny otwarcia, pozostaje nam więc fotografowanie byłego obozu zza murów. Tym akcentem kończymy naszą wizytę w Niszu i Serbii – wyjeżdżamy południową granicą i wjeżdżamy do kraju, w którym jeszcze nas nie było. Rozpoczynamy zwiedzanie Macedonii, a zaczynamy od razu od stolicy – Skopje.
Pełna galeria zdjęć z serbskiego Niszu znajduje się na osobnej stronie naszego bloga oraz na naszym profilu na Facebooku.