Kwestię istnienia i położenia źródeł Dunaju opisaliśmy w artykule, do którego link znajdziecie poniżej, nie ma sensu więc już się nad tym specjalnie rozwodzić. Tym samym rozpoczynamy więc naszą blogową sagę wspomnień z grubo ponad 2 tysięcy kilometrów podróży wzdłuż biegu tej drugiej co do długości europejskiej rzeki.
W jej trakcie staraliśmy się dotrzeć do jak największej liczby turystycznych atrakcji, położonych po obu stronach Dunaju w Niemczech, Austrii, na Węgrzech, w Serbii, Rumunii i Bułgarii. Opowieść rozpoczynamy tam, gdzie geograficznie Dunaj ma swój początek – u źródeł rzeki Breg w niemieckim Schwarzwaldzie.
Zobacz całą podróż „Wzdłuż Dunaju” (poprzedni wpis: Źródła Dunaju. Gdzie tak właściwie są i czy… w ogóle istnieją?).
Nieopodal źródeł rzeki Breg
Przy samym źródle Bregu, obok stojącego tu turystycznego pensjonatu, na niewielkim pagórku znajdziecie kaplicę św.Marcina – wg znalezisk archeologicznych stanowiącą kontynuację świątyni wybudowanej mniej więcej w początkach IX w. A prawdopodobnie w miejscu tym miejsce kultu religijnego znajdowało się już w pierwszych wiekach przed Chrystusem. W średniowieczu na fundamentach pogańskiej świątyni wybudowaną nową kaplicę, a potem w XVII w. po zniszczeniach z czasów wojny trzydziestoletniej, odbudowano ją.


W początkach XIX w. kaplica przeszła na własność rodziny zajmującej sąsiadujące z nią gospodarstwo (dziś pensjonat), która z czasem przekształciła ją w pomieszczenie gospodarcze. Ale wg legendy na początku XX w. właściciele obiecali Bogu przywrócenie jej religijnych funkcji, o ile za jego wstawiennictwem wykaraskają się z kłopotów finansowych. Tak też się stało – kaplica została odnowiona kilka lat później i służy do dziś.

Kilkaset metrów dalej, idąc wzdłuż biegu strumyczka, który dalej przekształci się w ogromny Dunaj,traficie na kolejną malowniczą kapliczkę – kaplicę św.Piusa. Nie jest ona zabytkiem w sensie historycznym, ale jest niezwykle malowniczo położona na niewielkim pagórku i widoczna z daleka. Ma nieco ponad 60 lat i jest dziś ulubionym miejscem wszystkich okolicznych nowożeńców.
Furtwangen im Schwarzwald
Mniej więcej 7 km na południe od źródeł Bregu leży pierwsze większe miasteczko na naszej trasie – liczące ok. 10 tys. mieszkańców Furtwangen im Schwarzwald. Furtwangen istnieje na pewno od co najmniej końcówki XII w., prawa miejskie uzyskało jednak dopiero pod koniec XIX w. Ale wcześniej założono tutaj instytucję, z której miasto słynie do dziś – w 1850 r. powstała w Furtwangen pierwsza w Niemczech szkoła zegarmistrzowska.


Kto choć raz w życiu nie widział tradycyjnego zegara z kukułką? Chyba każdy. Schwarzwald jest uznawany za ojczyznę tych zegarów, choć historycznie najprawdopodobniej nie zostały tutaj wynalezione. Fakt faktem, w pierwszej połowie XVIII w. produkcja tych zegarów stała się powszechnym zajęciem tutejszych rolników i pasterzy, które to zajęcie zajmowało im przede wszystkim długie zimowe wieczory.
Ręcznie wyrabiane, mechaniczne zegary ścienne stały się niemal wizytówką Schwarzwaldu, ale z czasem jako zbyt prymitywne i drogie zaczęły ustępować miejsce zegarom kwarcowym. I wtedy właśnie ktoś wpadł na pomysł założenia w Furtwangen szkoły zegarmistrzowskiej – aby podnieść jakość miejscowego „zegarowego” rzemiosła. Niemal równocześnie założyciel szkoły rozpoczął też kolekcjonowanie miejscowych zegarów – i tak powstałą ogromna kolekcja, stanowiąca dziś Niemieckie Muzeum Zegarów, największe muzeum tego typu w Niemczech. A szkoła zegarmistrzowska z czasem przekształciła się w uniwersytet o charakterze technicznym. Sama sztuka ręcznego wyrabiania zegarów jest dziś w całym Schwarzwaldzie rzadkością. Do dziś Furtwangen znajduje się na historycznym Niemieckim Szlaku Zegarowym (Deutsche Uhrenstraße).
Z bardziej współczesnych atrakcji Furtwangen – można tu na obrzeżach miasta znaleźć ulicę Martina Schmitta. Kto nie wie kto to Martin Schmitt – wyjaśniamy. To słynny niemiecki skoczek narciarski z czasów Adama Małysza, z którym mocno rywalizował. Dwukrotny zdobywca Pucharu Świata, który swoją karierę zaczynał (zresztą tak jak jego o wiele mniej znany starszy brat) w klubie w Furtwangen. To dzięki Schmittowi i Svenowi Hannavaldowi skoki narciarskie osiągnęły szczyt popularności u naszych zachodnich sąsiadów.
Vöhrenbach
Vöhrenbach jest niewielką mieściną, położoną 8 km na wschód od Furtwangen, wciąż nad rzeką Breg. Powstało w połowie XIII w., cztery stulecia później zostało niemal całkowicie zniszczone przez Szwedów podczas wojny 30-letniej. Vöhrenbach odbudowano, dziś można spotkać tu wiele obiektów upamiętniających 750-lecie miasta (obchodzono je w 1994 r.).



Vöhrenbach to niewielka mieścina na Niemieckim Szlaku Zegarowym, gdzie można do dziś znaleźć tradycyjne, zabytkowe domy szwarcwaldzkich zegarmistrzów. Wielbicielom zabytków polecamy też główną świątynię miasta, kościół św.Marcina, pierwotnie powstały wraz z całym miasteczkiem. Dzisiejsza budowla to czwarta z kolei, ale zawiera wiele cennych dzieł sztuki sakralnej z XVII w.
Hammereisenbach
Główna historyczna atrakcja tej niewielkiej szwarcwaldzkiej wioski tu górujące nad nią ruiny zamku Neu-Fürstenberg, wybudowanego w XIV w. przez rodzinę możnych Fürstenbergów, najprawdopodobniej na zgliszczach istniejącego tu wcześniej zamczyska z XII w. Służył zapewne ochronie drogi transportu wydobywanych wtedy w Szwarcwaldzie rud. Ostatecznie został zniszczony podczas wojny chłopskiej w początkach XVI w.




Ponadto znajdziecie tu malowniczy kościół św.Jana Chrzciciela, zbudowany w samych początkach XX w. i konsekrowany w 1912 r.
Wolterdingen
Wolterdingen to jedna z wiosek, otaczających Donaueschingen. Na pewno istniała już w VIII w., została kilkukrotnie doszczętnie zniszczona (w XV w. podczas wojny chłopskiej i w XVII w. podczas wojny trzydziestoletniej). Wioska w swojej historii została bardzo silnie doświadczona przez klęski żywiołowe, a pod koniec II wojny światowej została okropnie zbombardowana przez siły alianckie – zginęło wielu ówczesnych mieszkańców. Na uwagę zasługuje tu na pewno kościół św. Kiliana, odbudowany po ogromnych zniszczeniach wojennych (pierwotnie wybudowany w początkach XX w.).
Bruggen
Za wioską Bruggen, tuż przed miasteczkiem Braunlingen, na rzece Breg znajdziecie zrujnowany żelazny most, będący pozostałością po przebiegającej kiedyś tutaj lokalnej linii kolejowej Bregtalbahn, łączącej pobliskie Donaueschingen z Furtwangen.

Bregtalbahn była w większej części koleją prywatną, służącą do lokalnego transportu ludzi i towarów wzdłuż miejscowości położonych nad rzeką Breg. Uruchomiona została pod koniec XIX w. i działała w całości aż do drugiej połowy XX w. Wtedy to, właśnie z powodu złego stanu technicznego mostu w Bruggen, zamknięto i rozebrano tory na całym odcinku na wschód od mostu, pozostawiając w eksploatacji tylko króciutki odcinek, łączący Braunlingen z Donaueschingen. Miejsce po rozebranych torach zagospodarowano, tworząc ścieżkę rowerową, malowniczo biegnącą wzdłuż Bregu.
Bräunlingen

Bräunlingen to niewielkie, 6-tysięczne miasteczko nad Bregiem, o niezwykle długiej i bogatej historii. Znaleziska potwierdzają, że teren ten był zasiedlony już ok.3000 lat przed Chrystusem. Są też dowody na obecność ludzką w okresie starożytnego Rzymu i początków panowania frankońskiej dynastii Merowingów (V-VI w.). W historycznych dokumentach Bräunlingen pojawia się oficjalnie już w 802 r.
Prawdopodobnie w początkach XIII w. wybudowano całą infrastrukturę obronną miasta – mury miejskie ogrodziły je dookoła, powstały też wały obronne i cztery miejskie bramy. W początkach XIV w. Bräunlingen oficjalnie otrzymało prawa miejskie. Kilkadziesiąt lat później po raz ostatni w dokumentach można znaleźć wzmiankę o istniejącym tu zamku, po którym do dziś nie zostało niestety nic. Ciekawostką silnie zakorzenioną w historii miasteczka są odbywające się tu w XVII w. procesy czarownic, których fala przetaczała się wtedy przez całą Europę, głównie przez tereny dzisiejszych Niemiec (stracono na terenach Niemiec ok.40.000 osób, podejrzanych o czary, magię i „konszachty” z diabłem. Oskarżonych głównie palono żywcem,śmierć przez ścięcie była aktem łaski). W Bräunlingen stracono co najmniej 6 osób.


Bräunlingen to niezwykle malownicze, malutkie stare miasteczko, po którym warto się po prostu przespacerować. Głównymi atrakcjami historycznymi są zachowana brama miejska, kościół parafialny Matki Boskiej z Góry Karmel (koniec XIX w.) oraz zachowane fragmenty miejskich murów.
Hüfingen
Hüfingen przyciągało nas przede wszystkim wieściami o położonych na południe od miasteczka ruinach rzymskiego fortu wojskowego Brigobannis, stanowiącego w czasach rzymskich części kompleksowych fortyfikacji, położonych wzdłuż Dunaju.
Ruiny Brigobannis rzeczywiście znaleźliśmy, tyle że najcenniejsza ich część znajduje się pod dachem, w zamkniętej części stanowiska archeologicznego. Tzn. standardowo można je zwiedzać, my jednak w kwietniu zastaliśmy to miejsce zamknięte na głucho.
Brigobannis pochodzi z I w., stanowiąc część najstarszej linii rzymskich fortyfikacji na północnej granicy cesarstwa. Ale fort powstał prawdopodobnie na miejscu wcześniej istniejącej tu osady celtyckiej. Do dziś zachowały się na sporej powierzchni niewielkie ślady fortyfikacji i budynków. Najważniejszym zachowanym elementem są rzymskie łaźnie – one właśnie dostępne są do zwiedzania w zamkniętym pomieszczeniu.







A samo miasto Hüfingen po raz pierwszy pojawia się w historii w 1083 r. Przez długi czas były to tak naprawdę dwa miasta (górne i dolne) sąsiadujące ze sobą, z własnymi zamkami. Zamek górny istnieje do dziś, przebudowany w XVIII w. służy jako dom spokojnej starości. Główną historyczną atrakcją jest miejski kościół św.Wereny i Gallusa (oboje święci związani byli silnie z niedalekimi terenami dzisiejszej Szwajcarii), wybudowany w stylu romańskim w XIII w., a potem kilkukrotnie przebudowywany (dzwonnicę dobudowano w początkach XVII w.). Ale tym, co nas najbardziej urzekło w Hüfingen, był malowniczy widok domów, stojących nad kanałem, opływającym stare miasto od południa, który chwilę później kończy swój bieg w Bregu. Naprawdę urzekający widok, jeden z tych, które zapamiętaliśmy w głowach jako najpiękniejsze z całej podróży wzdłuż Dunaju.
I tak kończymy pierwszą część opowieści o szwarcwaldzkiej części naszej podróży wzdłuż pięknego Dunaju. Tak naprawdę jeszcze do samego Dunaju jeszcze nie dotarliśmy, na razie mogliście zobaczyć trasę wzdłuż najdłuższego dopływu Dunaju, rzeki Breg. Prawdziwy Dunaj dopiero przed Wami, pojawi się już w następnym artykule – w drugiej części opowieści o niemieckim Schwarzwaldzie wzdłuż Dunaju.