Pierwszy dzień poza granicami Polski i od razu tematy najcięższego kalibru. To był najlepiej przygotowany przez nas, ale i najcięższy gatunkowo dzień w trakcie całej tegorocznej podróży.
Tour de Europe 2013, dzień 2 (poprzedni post z trasy: Jedziemy do Turcji). Pierwszy dzień naszej podróży nie miał żadnej historii, to był dla nas „dojazd techniczny” z Wielkopolski do Rzeszowa, gdzie zostawialiśmy pod dobrą opieką naszego czworonożnego domownika – nie cierpi jazdy samochodem, więc nawet nie myślimy o zabieraniu go w dalekie podróże.
ładowanie mapy - proszę czekać...
W drugi dzień wchodzimy bardzo wcześnie rano, po 3-godzinnej drzemce w Rzeszowie. Plan zakłada przejazd przez Słowację i Węgry oraz intensywne zwiedzanie „tematyczne” na pograniczu dwóch byłych jugosłowiańskich republik: Chorwacji oraz Bośni i Hercegowiny. Z trasy zapamiętania warte było tylko zwarcie z celniczką na granicy Węgier i Chorwacji w Barcs. Jako że Chorwacja miesiąc wcześniej weszła do Unii Europejskiej, nie spodziewaliśmy się żadnej kontroli granicznej, a dodatkowo zapragnęliśmy uwiecznić budynki graniczne jako „relikt przeszłości”. Jakież było nasze zdziwienie, gdy podczas sesji zdjęciowej zostaliśmy przydybani przez celniczkę, która poinformowała nas o zakazie fotografowania. Nakazała nam ona też skasowanie zrobionych już zdjęć – ale przestała się interesować naszym aparatem po naocznym skasowaniu przez nas pierwszej fotki (chyba nie przewidziała, że zrobiliśmy ich więcej), to zdjęcia przejścia granicznego jednak mamy 🙂 Dodatkową ciekawostką była też kontrola paszportów, pomimo, że była to granica wewnątrz UE (?).
Zwiedzanie pogranicza chorwacko-bośniackiego było „tematyczne”, gdyż wyjątkowo wyszliśmy poza przewodniki turystyczne i w planach były wyłącznie miejsca tragiczne w swej historii, nierozłącznie związane z jakże trudnymi stosunkami trzema sąsiadującymi narodami: Serbami, Chorwatami i Bośniakami. Tych miejsc raczej nie ma w przewodnikach turystycznych, ale obrazują niezwykle zagmatwane losy narodów byłej Jugosławii, które im bliższe są czasów współczesnych, tym bardziej naznaczone są bólem, krwią i męczeństwem.
Kiedy trzy lata temu jechaliśmy na nasze pierwsze Tour de Europe do Chorwacji, nie mieliśmy zielonego pojęcia o historii najnowszej tego kraju i całego regionu. Swoją wiedzę powiększaliśmy w trakcie podróży i zwiedzania, czytając o oblężeniu Dubrownika, zwiedzając prywatne zbiory broni w Turanj czy cmentarz Mirogoj w Zagrzebiu.
Od momentu decyzji o trasie tegorocznego wyjazdu i o tym, że opieramy cały wyjazd o Bałkany, w dużej mierze o byłe republiki Jugosławii, nadszedł głód wiedzy na tematy związane z rozpadem tego kraju i wojną domową po nim rozpętaną, a także potrzeba zrozumienia dzisiejszych „układów” panujących pomiędzy tymi narodami. Układów panujących w zaledwie 30 lat od rozpętania niezwykle brutalnej wojny pomiędzy często sąsiadami, kolegami, współpracownikami…
Zródłem wiedzy był oczywiście Internet, ale także polecane w nim publikacje drukowane. Gdzieś wyczytaliśmy, że aby poznać przyczyny tak gwałtownych starć i czystek w czasie ostatniej wojny domowej, trzeba zrozumieć w szerszym kontekście historię regionu. Na pierwszy ogień poszła więc publikacja „Bałkany XX wieku” Mieczysława Tantego. Potem dwie książki, traktujące już bezpośrednio o wojnie domowej: „Oni nie skrzywdziliby nawet muchy” (Slavenka Drakulic), traktująca o zbrodniarzach wojennych, sądzonych przez Międzynarodowy Trybunał w Hadze. Druga – „Jakbyś kamień jadła” Wojciecha Tochmana, to zdecydowanie jedna z najbardziej wstrząsających książek, jakie mieliśmy w rękach. Na tle poszukiwań szczątków ludzkich w masowych grobach w Bośni opowiada losy rodzin uwikłanych w wojnę, często też losy ich oprawców, koło których ofiarom przychodzi żyć po wojnie. Polecamy – ale raczej nie da się jej przeczytać na spokojnie – trzeba się przygotować na spory wstrząs.
Krwawa historia etnicznego tygla, jakim są tereny Jugosławii, a szczególnie terenie Bośni i jej przygranicza, gdzie żyją obok siebie trzy grupy etniczne i religijne zarazem: Serbowie (prawosławni), Bośniacy (muzułmanie) i Chorwaci (katolicy), zapisała się ponurymi literami już w czasie II wojny światowej. Wtedy to Chorwaci utworzyli własne państwo (NDH), będące sojusznikiem III Rzeszy, naznaczone przez Niemców jako państwo „aryjskie”.
Chorwaci natychmiast rozpoczęli politykę podobną do tej, jaką Rzesza stosowała względem Zydów, tyle że „celem” Chorwatów stali się Serbowie. Oficjalna doktryna rządowa brzmiała: „1/3-cią Serbów wysiedlić, 1/3-cią przechrzcić, 1/3-cią zabić”. Jak mówi historia – ta ostatnia groźba została spełniona… Chorwackie rządy określane były jako najbardziej brutalne w całej historii II wojny światowej, a metody wyniszczania Serbów były wprost nieludzkie. Publikacje mówią, że sami żołnierze niemieccy nie mogli znieść metod Chorwatów, często pomagając Serbom, by nie wpadli w ręce Chorwatów.
Najbardziej ponurym dowodem działalności Chorwatów podczas II wojny światowej stał się obóz koncentracyjny, założony przez nich w miejscowości (dziś leżącej w Chorwacji) Jasenovac. Działał niecałe cztery lata (sierpień 1941 – kwiecień 1945), a pomimo to przeszedł do historii jako trzeci obóz koncentracyjny w historii II wojny światowej pod względem ilości zamordowanych w nim osób, po usytuowanych w Polsce: Oświęcimiu i Treblince. Mówi się o ponad 700 tys. ofiar, z których ogromna większość to Serbowie.
Obóz wsławił się niezwykłą brutalnością wobec ofiar. Jednym z jego komendantów był były franciszkanin, zapamiętany z mordowania ludzi gołymi rękami. By oszczędzać amunicję, skonstruowano specjalne noże, zwane „srbosjek”, którymi mordowano serbskich więźniów. Urządzano też zawody w ilości zamordowanych w ciągu jednej nocy więźniów. Zainteresowanych szerszą wiedzą odsyłamy w Internet – materiałów jest mnóstwo.
Pierwszym naszym „celem” była miejscowość Stara Gradiska na pograniczu chorwacko-bośniackim, jeden z „pod-obozów” Jasenovaca, głównie obóz kobiecy i dziecięcy, mieszczący się w starej austro-węgierskiej twierdzy. Do dziś potwierdzono listę prawie 13 tysięcy ofiar tego obozu, których dużą część zagazowano. Miejsce kaźni nie jest jakoś specjalnie oznaczone czy eksponowane, choć to akurat nie powinno dziwić, to nie jest zbyt chlubna karta w historii Chorwacji, na terenie której dziś leży…
Około 30 km na zachód od miejscowości Stara Gradiska, także tuż przy granicy z Bośnią, leży Jasenovac, w którym mieścił się główny obóz kompleksu koncentracyjnego. Dziś na tym miejscu kaźni stoi małe muzeum, dokumentujące to straszne miejsce. Najbardziej widocznym elementem miejsca po dawnym obozie (został on spalony i zniszczony zaraz po wojnie przez jugosłowiańskich partyzantów, którzy go odbili z rąk chorwackich ustaszy) jest dziś pomnik w kształcie kwiatu, stojący w otwartym polu, upamiętniający ofiary ludobójstwa. Dookoła pomnika utworzono ziemne kręgi, leżące w miejscach budynków dawnego obozu. To te kręgi najlepiej upamiętniają ofiary obozu w Jasenovacu. Pozostawiono także linię kolejową, na której stoi pociąg – tą linią dowożono więźniów do obozu.
W mieście Jasenovac przekraczamy granicę z Bośnią. Po raz pierwszy doświadczamy „uroków” granic poza UE – trafiamy na korek, w którym tkwimy prawie godzinę. Już po bośniackiej stronie, dokładnie naprzeciwko obozu w Jasenovacu po drugiej stronie rzeki Sawy, leży mały park, wewnątrz którego znajdowało się podczas II wojny światowej miejsce egzekucji Serbów, Zydów i Romów. Na powierzchni 117 arów odkryto do dziś 105 masowych grobów, doliczono się, iż w samej Gradinie Donjej zamordowano aż 366 tys. ludzi, także kobiet i dzieci. Groby położone się w 9 miejscach, dziś oznaczonych tabliczkami i znakami z ich nazwami. Przed wjazdem do parku stoi symboliczny pomnik – resztki drzewa, które służyło Chorwatom do wieszania i torturowania ofiar. Drzewo runęło ze starości w 1978 r. – jego resztki posłużyły i służą do dziś jako pomnik. Co najstraszniejsze – po wojnie znaleziono na miejscu (stoją do dzisiaj) resztki fabryki mydła. Z czego było ono robione – domyślcie się sami…
Historia zna jednak też niezwykle krwawe momenty historii byłej Jugosławii, wiążące się z ofiarami po drugiej stronie – tej Chorwackiej. Zaraz po zakończeniu II wojny światowej Brytyjczycy oddali komunistycznym partyzantom, wyzwalającym Jugosławię, od 300 tys. do 500 tys. (różne są szacunki) uchodźców chorwackich – ustaszy, zbrodniarzy, ale także w dużej części cywilów, uciekających przez komunistami, którzy poddali się Brytyjczykom w okolicach austriackiego Bleiburga. Partyzanci w ciągu kilku następnych miesięcy bezwzględnie wymordowali w masowych egzekucjach i podczas tzw. „marszu śmierci” (powrotnego marszu w kierunku granicy Jugosławii) wedle różnych szacunków między 100 tys. a 200 tys. z nich. W ciągu kilku miesięcy… Do dziś rocznica wydarzeń w Bleiburgu obchodzona jest w Chorwacji jako święto. Pomnik ku czci ofiar Bleiburga widzieliśmy w 2010 r. na zagrzebskim cmentarzu Mirogoj.
Kolejne etapy naszej trasy po północnej części Bośni wiążą się już z wojną domową i latami 90-tymi ubiegłego stulecia. Sama trasa jest bardzo przygnębiająca – od wojny minęło już 30 lat, a krajobraz pełny jest ruin domostw, pozbawionych okien, drzwi, dachów, ruin kościołów i wreszcie domów z bardzo widocznymi śladami po kulach, często używanych i zamieszkałych do dziś. W różnorodnym etnicznie regionie, gdzie Serbowie stanowili większość, dziś zamieszkują praktycznie sami Serbowie – mniejszości bośniackie i chorwackie zostały stąd wygnane lub pomordowane, ich domostwa i majątki przejęte lub zniszczone straszą pustkami do dziś.
Przy zapadającym już zmroku oglądamy istniejące i pracujące do dziś fabryki: Keraterm w Prijedorze oraz fabryka koncernu Mittal Steel w Omarskiej, w których podczas wojny domowej Serbowie urządzili obozy koncentracyjne dla ludności z mniejszości etnicznych, głównie muzułmańskich Bośniaków. W takich obozach, których było o wiele więcej, zabito (a wcześniej torturowano) tysiące osób bez względu na wiek i płeć. W całej okolicy do dziś odkrywane są kolejne masowe groby i kolejne ofiary. Jeszcze w 2011 r. odbywały się w okolicach Prijedoru pogrzeby zamordowanych mieszkańców pobliskiego Kozaraca.
W samym Kozaracu nie możemy pominąć pomnika, upamiętniającego ofiary wojny domowej. Kozarac jest miastem, którego największa procentowo liczba mieszkańców zginęło w wojnie ze wszystkich miast byłej Jugosławii. Pomnik upamiętnia 1200 ofiar, których imiona i nazwiska są wypisane na tabliczkach, znajdujących się wewnątrz. Biały okrągły cylinder poprzebijany jest podświetlonymi listwami, symbolizującymi gwoździe wbijane w ludzkie ciało.
Do miejscowości Trn pod Banja Luką, gdzie mamy pierwszy w Bośni nocleg, docieramy już ciemną nocą. W drodze z Rzeszowa przejechaliśmy prawie równo 1000 km, zobaczyliśmy miejsca, dzięki którym chyba lepiej rozumiemy ten region i to, co widzimy, zwiedzając jego miasta i krajobrazy. To nie był najłatwiejszy dzień wakacyjnej podróży, ale w Bośni nie da się uciec od tematów trudnych.
W całej Bośni wszędzie widać ślady wojny. Zobaczymy je następnego dnia w Banja Luce, zobaczymy kolejnego w Jajce i Mostarze. Warto dowiedzieć się wcześniej, co tu się stało. Ale dzieciom darowaliśmy poznawanie tej części historii. Na to jeszcze mają czas…
Pełna galeria zdjęć z pogranicza chorwacko-bośniackiego znajduje się na osobnej stronie tego bloga oraz na naszym profilu na Facebooku.