W pełni albański dzień. Plan zakłada przemieszczenie się z Durres (środkowa Albania) do Sarandy (południowy kraniec kraju), okraszony oczywiście wieloma punktami zwiedzania. Trasa odpowiednio sprofilowana pod potrzeby turystyczne. Jedziemy więc, po raz pierwszy w dzień poznając uroki Albanii.
Tour de Europe 2013, dzień 6 (poprzedni wpis z trasy: Czarnogórskie wybrzeże Adriatyku). Jesteśmy winni dokończenia opisu wieczoru dnia poprzedniego. Po wieczornym safari albańskimi autostradami (na pewno będzie opis w osobnym wpisie), do Durres, nadmorskiego kurortu, dojeżdżamy w okolicach godziny 23:00. Raczej bez przygód przejeżdżamy przez miasto (nocleg mamy w hotelu za miastem, tuż przy wybrzeżu Adriatyku). Prawie udaje się nam nadziać na kontrolę drogową, ale na widok zagranicznych rejestracji, policjant od razu (bez zatrzymywania) każe nam jechać dalej. Nasza nawigacja (AutoMapa) lekko głupieje na dojeździe do hotelu, kierując nas na miejską obwodnicę, podczas gdy hotel stoi na drodze do niej równoległej – tyle że obwodnica nie ma zjazdów i musimy przejechać jeszcze jakieś 3 km, żeby móc do hotelu zawrócić. Ale jak na Albanię to i tak słaba przygoda 🙂
![Durres, plaża](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3275-630x420.jpg)
Przed północą urządzamy sobie jeszcze półgodzinny spacer albańską plażą. Człowiek pytający na ciemnej plaży o godzinę i ciekawie przyglądający się zegarkowi, wzbudza nasz niepokój, ale chyba jesteśmy przeczuleni, nie ma żadnych problemów. Nie ma też (co ciekawe, noc z niedzieli na poniedziałek, obrzeża ALBANSKIEGO miasta) z zakupami spożywczymi w okolicach północy. Deja vu jest jedynie przy „kasie” – kasa to szary papier pakunkowy i sprzedawczyni, licząca na tym papierze ręcznie (w słupku) należność za zakupy. Komputery ? Kasy fiskalne ? Niet. Idziemy spać – nowinką jest dla nas także piętrowe łóżko w hotelu.
Rano, już z dziećmi, ponownie spacer tą samą plażą. W końcu nieczęsto bywa się na albańskiej plaży. Na tejże plaży kończymy zwiedzanie atrakcji Durres, choć miasto to ma podobno sporo turystycznych atrakcji. My jednak mamy w planach długą trasę na sam koniec Albanii (pod granicę z Grecją), połączoną ze zwiedzaniem co najmniej kilku atrakcji historycznych.
ładowanie mapy - proszę czekać...
![Kolonje, monaster Ardenica](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3331-630x420.jpg)
![Kolonje, monaster Ardenica](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3330-630x420.jpg)
Wyjeżdżamy więc z Durres całkiem niezłą obwodnicą, którą wczoraj jechaliśmy do hotelu. Kierujemy się oczywiście na południe. Na początek rezygnujemy z odbijania do ruin zamku w miejscowości Bashtova, głównie dlatego, że zjazd z głównej drogi kompletnie nie jest oznaczony i mylimy kierunek. Pierwszym punktem na naszej trasie jest więc teraz Kolonje i znajdujący się w niej (w zasadzie na wzgórzu ponad nią) prawosławny monaster Ardenica, w odległości 70 km na południe od Durres, za miastem Lushinje.
Wjeżdżamy więc do Kolonje, po czym odbijamy w wyboistą (acz asfaltową) drogę w górę zbocza, kierującą do monasteru. Droga nie pozwala na szybką jazdę, a dodatkowo po wyjechaniu z miejscowości staje się mocno kręta, zmuszając samochód do pracy na niskich biegach i wysokich obrotach. I nasz mechaniczny „pupil” jej niestety nie wytrzymuje. Ku naszemu zdumieniu wskaźnik temperatury silnika osiąga skalę maksimum i zmuszeni jesteśmy do postoju, mniej więcej 800 m od monasteru. Naprawianie samochodu na peryferiach Albanii nie jest czymś, co wprawia nas w radosny nastrój. Ale podejmujemy heroiczną próbę wystudzenia auta – zostawiamy go i pieszo idziemy resztę drogi do monasteru Ardenica.
Kilkaset metrów drogi do monasteru też jest „przygodowe” – mijamy stado kóz, pilnowane przez dwa duże psy, które zdradzają zainteresowanie naszymi osobami. A tychże psów z kolei nie pilnuje już nikt. Na szczęście metodą „nie patrz na psy, to się na ciebie nie rzucą” mijamy zagrożenie i już bez przeszkód docieramy do Ardenicy.
Monaster Ardenica powstał w XIII wieku, ale dla Albańczyków ważny jest z innego powodu – to tutaj w 1451 r. odbył się ślub Skanderberga, absolutnego bohatera wszystkich Albańczyków. Monaster posiadał też kiedyś dobrze wyposażoną bibliotekę, niestety spłonęła ona w całości w pożarze w 1932 r. Niestety na bramie wejściowej wisi znak „zakazu fotografowania”, więc zdjęcia, które mamy, pokazują monaster wyłącznie z poziomu wejścia lub z zewnątrz.
Wracamy do samochodu. Niestety nadal gorący, czekamy więc aż wystygnie na tyle, by móc ruszyć. Dużą radość sprawia nam fakt, że po ruszeniu, przy jeździe w dół, samochód ładnie „zrzuca” temperaturę i już bez przeszkód wyruszamy w dalszą drogę. Kolejnym punktem park archeologiczny Apollonia, mieszczący ruiny starożytnego miasta o tej samej nazwie. Dojeżdżamy do niej przez miasto Fier (brzydkie i mało istotne), dystans do Apollonii to raptem 23 km. Zwiedzamy więc Apollonię (opisujemy to w osobnym wpisie).
![Albania, młoda para w ruinach Apollonii](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/P1090654-630x472.jpg)
![Albania, droga SH4 do Fier](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3460-630x420.jpg)
Z Apolonii wyjeżdżamy z powrotem do Fier, gdzie wyjeżdżamy świetną drogą SH8 w kierunku miejscowości Levan – węzła drogowego, w której odbijamy na chyba nowo wybudowany odcinek autostrady SH4. To chyba najlepszy odcinek drogi, jaki widzieliśmy w Albanii. Pełne dwa pasy w obie strony, wymalowane pasy na jezdni (to rzadkość w Albanii), barierki energochłonne – po prostu Europa.
Z tego drogowego raju zjeżdżamy mniej więcej po 30 km, skręcając za kierunkowskazem na miejscowość Klos, w której znajdują się ruiny starożytnego miasta Nikaia. Nieopodal jest też znacznie znane miejsce – ruiny starożytnego Byllis (pierwsze wzmianki z IV w. p.n.e.). Skręcamy więc za kierunkowskazem na Klos w drogę krajową SH100, która po 100 metrach asfaltu okazuje się mega-dziurawą, szutrową drogą, po której nie da się jechać więcej niż 10-20 km/h. Mało tego – w ogóle nie prowadzi do Klos. Koniec końców po 7 km męki docieramy na stacji benzynowej w środku niczego – i dobrze – bo właśnie samochód przegrzał nam się po raz drugi. Rezygnujemy więc z Nikai i Byllis. Inną, asfaltową, ale dłuższą drogą wracamy na drogę SH4 w kierunku Gjirokastry. Niestety zanim do niej dojedziemy, musimy stanąć jeszcze raz – samochód nie wystygł zbyt dobrze i nie wytrzymuje jazdy pod górę nawet po dobrej asfaltowej drodze.
![Albania, droga SH100](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3474-630x420.jpg)
![Albania, droga SH100](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3480-630x420.jpg)
Po kilkunastominutowym postoju jedziemy dalej, już wydaje się bez przeszkód. Jedziemy cały czas po górzystym terenie, ale raz jest z górki, raz pod górkę – samochód ma szansę się chłodzić. Poza tym da się jechać szybko, więc pomaga pęd powietrza. Niestety ok.9 km przed miastem w którym mieliśmy się zatrzymać na postój – Tepeleną – świetna autostrada SH4 zamienia się w prawdziwy koszmar kierowcy – to zdecydowanie najgorszy odcinek drogi, jakim jechaliśmy w Albanii. Tu już trzeba mocno uważać, żeby nie zgubić zawieszenia, momentami dziury przypominają poligon czołgowy. W Polsce byłoby nie do pomyślenia, żeby ktoś pomyślał w ogóle o dopuszczeniu do ruchu tego odcinka. Efekt dla nas do przewidzenia – samochód znów się przegrzewa i do Tepeleny wjeżdżamy już na czerwonej skali temperatury silnika. Postój jednak będzie. Wypada nam przy samym pomniku Ali Paszy z Tepeleny.
Robimy krótki spacer w kierunku twierdzy w Tepelenie. Po raz pierwszy rozważamy telefon do assisstance Forda, które mamy zawsze na wyjazdach wakacyjnych, a które pozwala nie martwić się o samochód na terenie całej Europy, Albanii też. Rezygnujemy jednak, stawiając na słabe paliwo, zatankowane dnia poprzedniego jeszcze w Czarnogórze. Nie mamy zbyt dużo albańskiej waluty, a kart się tu nie obsługuje, ale tankujemy kilkanaście litrów „gut diesel”, jak zapewniał nas po niemiecku małej stacyjki benzynowej tuż przy twierdzy w Tepelenie. Może rozwodnienie zawartości baku pomoże.
![Tepelena, pomnik Ali Paszy](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3516-630x420.jpg)
![Tepelena, siedziba partii socjalistycznej](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3517-630x420.jpg)
![Tepelena, twierdza](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3522-630x420.jpg)
![Tepelena, wejście do wnętrza twierdzy](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3523-630x420.jpg)
![Tepelena, tablica pamiątkowa ku pamięci lorda Byrona](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3520-200x300.jpg)
Tepelena znana jest głównie dzięki postaci Ali Paszy, człowieka urodzonego nieopodal miasta, który od zbójowania w albańskich górach doszedł aż do tytułu władcy Epiru i lennika sułtana. To on rozbudował w XIX w., postawioną w Tepelenie w XV w. przez Bizancjum twierdzę obronną. Z czasem stał się na tyle niezależny od sułtana, iż zaczął zawierać własne przymierza (m.in. z Napoleonem). Wynikiem tego został zaatakowany przez wojska tureckie. Został pojmany na początku 1822 r. i natychmiast stracony. Był postacią niezwykle barwną i romantyczną, będąc do dziś bohaterem opowieści… dla dzieci.
Tepelena jako miasto zaistniała na dobre właściwie dopiero w XV wieku, a czas świetności przypadł właśnie na czasy Ali Paszy i początki XIX wieku. Wtedy też rozbudowano twierdzę miejską, która dziś jest jedynym, obok pomnika Ali Paszy, przy którym zaparkowaliśmy, miejscem zauważanym przez turystów. Twierdza dziś to właściwie same mury, z zewnątrz otoczone typowym dla Albanii składowiskiem śmieci, a od wewnątrz wypełnione standardową zabudową miejską. Jedyną ciekawostką jest jedynie pamiątkowa tablica na murach twierdzy, upamiętniająca związki Ali Paszy z angielskim poetą, lordem Byronem.
Ruszamy dalej na południe. Kolejne 30 km do Gjirokastry, zabytkowego miasta wpisanego na listę UNSESCO, upływa bez żadnych przygód. Zwiedzamy Gjirokastrę, co zajmuje nam niewiele ponad godzinę (zwiedzanie Gjirokastry opisujemy w osobnym wpisie).
Kolejne trzy punkty na naszej turystycznej mapie opuszczamy: okolice wsi Saraqinishte (ruiny starożytnej Antigoinei) oraz Labove e Siperme (jeden z najstarszych w Albanii kościołów, podobno przechowywane są tam fragmenty prawdziwego krzyża Jezusa) – bo wymagają zjazdu z głównej drogi, którego już niestety się trochę obawiamy ze względu na kondycję samochody. Ruin teatru w Sofratike (Hadrianopolis) po prostu nie znajdujemy.
![Albania, Syri i Kalter](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3664-630x420.jpg)
![Albania, Syri i Kalter](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3704-630x420.jpg)
![Albania, Syri i Kalter](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3692-630x420.jpg)
![Albania, Syri i Kalter](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3681-630x420.jpg)
Jedziemy więc do kolejnej atrakcji. Syri i Kalter. Zjeżdżamy z głównej drogi i wolno przemierzamy ok.2 km krętą drogą gruntową, samochód wytrzymuje. Wcześniej opłacamy wjazd (200 LEK). Warto było zaryzykować. Syri i Kalter to niezwykłe źródło, bijące w południowej Albanii. Nazwa w prostym tłumaczeniu oznacza po prostu Błękitne Oko – woda w środku źródła, gdzie jest najgłębiej – jest granatowa, zaś przy obrzeżu stopniowo jaśnieje, rzeczywiście przypominając oko.
Jego tajemnica do dziś pozostaje nie zbadana – nikt bowiem do dziś nie zna całkowitej głębokości źródła – udało się dotrzeć na głębokość 45 m (około 20 pięter) i nadal nie było dna ! Trudność polega na pokonaniu siły wypychania wody – wypływa ona z prędkością 6 m3 na sekundę. W czasach reżimu komunistycznego Syri i Kalter było zamknięte i dostępne wyłącznie dla gości Envera Hodży.
Dziś nad źródłem wybudowano wątły tarasik widokowy, z którego można zajrzeć wprost w głębię „oka”. Niezwykłe jest wrażenie w czasie samego stania na brzegu, mając świadomość, że zaledwie 2 metry dalej podłoże znika i wpada się niezbadaną czeluść… Kąpać się nie radzimy – średnia temperatura źródła to 10 stopni 🙂 Przy źródle działają restauracje, w których można zjeść czy wypić. Zaopatrujemy się w napoje i ruszamy dalej, przed Sarandą pozostała nam już tylko jedna atrakcja do zobaczenia.
![Mesopotam, kościół św.Mikołaja](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3724-630x420.jpg)
![Mesopotam, ruiny murów monasteru](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3731-630x420.jpg)
![Mesopotam, ozdoby kościoła św.Mikołaja](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3734-630x420.jpg)
Mniej więcej 10 km dalej w kierunku Sarandy znajduje się wieś Mesopotam, znana tylko z jednego obiektu – kościoła św.Mikołaja. Kiedyś był on częścią większej całości – monasteru, o którym pisano już w końcówce XI wieku. Otoczony on był murem o wysokości 10 m, z wbudowanymi siedmioma wieżami, z których pozostałości jednej (służy jako dzwonnica) są widoczne do dziś. Sam kościół pochodzi prawdopodobnie z XIII wieku i jest dziś zamknięty ze względu na prace trwające wewnątrz. Na zewnątrz (po sforsowaniu niedbale zamkniętej bramki) można podziwiać resztki rzeźb zdobiących kościół. Wg badaczy, był on remontowany już w XVIII lub XIX wieku.
![Albania, miejscowe piwo](https://tambylscy.com.pl/wp-content/uploads/2013/10/IMG_3765-200x300.jpg)
Wraz z podziwianiem kościoła powoli zapada zmrok. Rezygnujemy więc z ostatniego punktu programu, czyli zwiedzania ruin Phoinike w miejscowości Finiq i pokonujemy już bez postojów (nie licząc zaopatrzenia w winogrona i melona w przydrożnym kramie) drogę do miejsca docelowego – Sarandy, ulubionego kurortu wypoczynkowego samych Albańczyków. W mieście zaopatrujemy się w prowiant kolacyjny i znów z przegrzewającym się (po raz piąty tego dnia) samochodem bez problemu znajdujemy hotel Blue Sky, stojący przy głównej drodze wychodzącej z kurortu. Wieczór upływa na sjeście na hotelowym balkonie i degustacji „procentowej” atrakcji – piwa Tirana (całkiem niezłe nawiasem).
Idziemy spać po 11 godzinach drogi i wieczornej nasiadówie na tarasie hotelowym. Następny dzień to pożegnanie z Albanią, ale przede wszystkim zwiedzanie największej atrakcji turystycznej kraju – parku archeologicznego Butrint. Będzie się działo.
Pełna galeria zdjęć z trasy Durres – Saranda w Albanii znajduje się na osobnej stronie naszego bloga oraz na naszym profilu na Facebooku.