W kierunku Albanii. Czarnogórskie wybrzeże Adriatyku.

5
(2)

Piąty dzień wakacyjnego podróżowania do Turcji to wjazd w totalną jak dla nas egzotykę. Plan zakładał bowiem wjazd do Albanii i dojazd do Durres, z niezwykle bogatym planem zwiedzania i w Czarnogórze i w samej Albanii. Plan prześwietny, tyle że… udał się nam tylko częściowo.

Tour de Europe, dzień 5 (poprzedni wpis z trasy: Stari Bar, starożytne Antibarum). Mniej więcej około południa zakończyliśmy zwiedzanie starówki czarnogórskiego Kotoru oraz twierdzy św.Jana, górującej nad nim. Szybkie pakowanie i wynosimy się z naszego apartamentu na kotorskiej starówce, wsiadamy w samochód, wcześniej płacąc za parkowanie samochodu od poprzedniego wieczoru. Bo wjazdu na starówkę oczywiście samochody nie mają, gdy masz nocleg na starówce, to samochód musisz zostawić na jednym z kilku parkingów ją otaczających, a owe są oczywiście płatne. Planując nocleg na starym mieście w Kotorze, trzeba to sobie wkalkulować w koszty. A parking kosztuje 0,80 EUR za godzinę, co jest na szczęście ceną do przyjęcia (w 2012 r. w austriackim Grazu płaciliśmy np. 4 EUR za godzinę (!)).

Czarnogórskie wybrzeże Adriatyku
Czarnogórskie wybrzeże Adriatyku

Z naszym noclegiem w Kotorze wiąże się jeszcze jedna historia, jedyna jak na razie (na szczęście, choć podobne mieliśmy półtora roku wcześniej przy próbach rezerwacji hotelu w brazylijskim Rio de Janeiro, ale o tym innym razem) tego rodzaju w historii naszych wakacyjnych wojaży. Otóż nocleg pierwotnie mieliśmy zaplanowany i zarezerwowany (od grudnia 2012) z dala od starówki Kotoru, w oddalonej ok.2 km miejscowości, w pensjonacie, z widokiem na Bokę Kotorską, śniadaniem i parkingiem w cenie. I tenże pensjonat na 2 tygodnie przed naszym przyjazdem (czyli tydzień przed wyjazdem z Polski) poinformował nas, iż niestety musi odmówić nam gościny, ponieważ akurat w tym terminie będą kłaść przy jego ulicy asfalt, w związku z tym dojazd nie będzie możliwy. I prosi, żebyśmy anulowali swoją rezerwację na Booking.com, a on (łaskawie) nie pobierze od nas żadnych kosztów w związku z tą anulacją. Nie uwierzyliśmy już wtedy w to tłumaczenie, spaliśmy w Kotorze w nocy z… soboty na niedzielę – kto wtedy kładzie asfalt ? Pewnie więc znalazł się lepszy klient od nas i chce spać dłużej niż jedną noc w dwóch pokojach z widokiem na zatokę – nie chcą nas, to się pchać nie będziemy. A potem okazało się, że ta noc była wyjątkowa (karnawał itp.), więc już jesteśmy pewni, że wypchali nas na korzyść kogoś, kto zapłacił więcej. Bo na pewno w karnawałową noc nikt tam asfaltu nie kładł. Ot, taka historia. Ten pensjonat to Apartmani Markovic – otwarcie nie polecamy.

Ale wracamy do Kotoru. Wyjeżdżamy ze starówki, kierując się niezmiennie na południe. Teraz będziemy jechać praktycznie aż do południowych krańców Czarnogóry wzdłuż wybrzeża Adriatyku, zwiedzając wszystkie napotkane atrakcje. Zaczynamy od godzinnego zwiedzania Budvy, największego czarnogórskiego kurortu, który ma również całkiem atrakcyjną starówkę.

Tour de Europe 2013 - Czarnogóra

ładowanie mapy - proszę czekać...

Czarnogóra, Kotor: 42.424662, 18.771234
Czarnogóra, Budva: 42.288056, 18.842500
Czarnogóra, Sveti Stefan: 42.255902, 18.890984
Czarnogóra, Rezevici: 42.215091, 18.923481
Czarnogóra, Praskvica: 42.268862, 18.910389
Czarnogóra, Haj-Nehaj: 42.153732, 19.020853
Czarnogóra, Stari Bar: 42.096390, 19.135979
Czarnogóra, Mirovica: 42.080141, 19.129386
Czarnogóra, Ulcinj: 41.914669, 19.244442
Czarnogóra, Svac: 41.989927, 19.317269
Monaster Praskvica
Monaster Praskvica
Monaster Praskvica
Monaster Praskvica

Kolejnym przystankiem jest prawosławny monaster Praskvica, o którym można opowiedzieć kilka niezwykle malowniczych historii. Wg legendy, monaster założono w 1050 r., aczkolwiek w dokumentach dostępnych dzisiaj pojawia się dopiero w 1307 r. Do monasteru przynależało aż 6 kościołów,z  których tylko dwa stały na miejscu, pozostałe 4 leżały na wyspie Sveti Stefan (o niej później). Jeden z tych czterech komunistyczne władze Jugosławii zamieniły na kasyno.

Wg innej legendy, w monsterze złożony jest krzyż Dusana, XIV-wiecznego króla Serbów. A wg innej, na przełomie XVIII i XIX w. żył w monasterze jednoręki były rosyjski żołnierz, który ślubował ciszę. Legenda ta mówi, że tenże JEDNORĘKI człowiek w ciągu 10 lat wybudował 3 km kamiennej drogi z monasteru do wyspy Sveti Stefan (do dziś jest ona nazywana od jego imienia – „droga Jegora”). Inna jej wersja mówi o Rosjaninie, który osiadł w Czarnogórze i dedykował swe życie Bogu po tym, jak córka uciekła z domu. Córka jednak po kilku latach powróciła i aby odpokutować swe winy, w męskim przebraniu spędziła resztę życia właśnie w Praskvicy, ujawniając swą tajemnicę dopiero tuż przed śmiercią.

My byliśmy w młodszym z dwóch kościołów znajdujących się przy monasterze, pod wezwaniem św.Mikołaja, wybudowanym w 1413 r., odbudowanym w XIX wieku. Starszy, pod wezwaniem św.Trójcy, jest położony w odległości krótkiego spaceru od klasztoru. Klasztor został zrównany z ziemią przez Napoleona, a odbudowany za rosyjskie pieniądze. Do dziś mnisi podkreślają silne związki z Rosją.

Wyspa Sveti Stefan
Wyspa Sveti Stefan

Kolejną atrakcją jest Sveti Stefan – wyspa, a w zasadzie dziś już półwysep (bo wyspę połączono stałą drogą z lądem). Na wyspie Sveti Stefan już w XV wieku zbudowano fortyfikacje skierowane przeciwko Turkom. Komunistyczne władze Jugosławii wysiedliły z wyspy wszystkich mieszkańców i zamieniły ją w ekskluzywny resort. Nic sobie z tragedii mieszkańców nie robiąc, wraz z władzami jugosłowiańskiego reżimu, bawiły się tu światowe gwiazdy, m.in. Elizabeth Taylor, Sophia Loren czy Kirk Douglas. Po rozpadzie Jugosławii i uzyskaniu niepodległości przez Czarnogórę, rozpisano przetarg na rewitalizację wyspy. W 2007 r. wygrała go firma, która w zamian za wykonanie projektu, uzyskała 30-letnią gwarancję wynajmu. No i jest dziś wyspa Sveti Stefan prywatną własnością, luksusowym hotelem. Na wyspę nie mają wstępu osoby postronne, wyłącznie goście hotelowi. Wyspę Sveti Stefan można więc sfotografować jedynie z drogi, która przebiega obok (jest zresztą przygotowane miejsce do parkowania z widokiem na wyspę).

Monaster Rezevici
Monaster Rezevici
Monaster Rezevici
Monaster Rezevici
Monaster Rezevici, cerkiew św.Trójcy
Monaster Rezevici, cerkiew św.Trójcy
Monaster Rezevici, cerkiew Zaśnięcia Matki Bożej (z lewej) i cerkiew św.Trójcy (z prawej, wraz z dzwonnicą)
Monaster Rezevici, cerkiew Zaśnięcia Matki Bożej (z lewej) i cerkiew św.Trójcy (z prawej, wraz z dzwonnicą)

Jedziemy dalej. Kolejny jest znów monaster – monaster Rezevici. Ciekawa jest historia jego powstania. Wg legendy, w pobliżu stała kiedyś kolumna, w której trzymane było wino dla spragnionych wędrowców. Pewnego razu wypił je przejeżdżający tędy król serbski, Stefan Prvovencani, który upiwszy się nim, po wytrzeźwieniu kazał tu postawić klasztor. W każdym razie dziś w klasztorze znajdują się dwie cerkwie. Starsza, cerkiew Zaśnięcia Matki Bożej, istnieje od 1223 r., zaś młodsza (i większa), cerkiew św.Trójcy od 1351 r., ale ta druga nie zachowała się do dzisiejszych czasów. Na jej miejscu wybudowano (wraz z przylegającą dzwonnicą) nową w 1770 r. Klasztor był wielokrotnie rabowany i niszczony: przez Turków (dwa razy w XVIII w.), Francuzów (za Napoleona, w XIX w.), a ostatni raz przez Włochów (1941 r.). Monaster mocno ucierpiał także podczas trzęsienia ziemi w 1979 r.

Wsiadamy w samochód i jedziemy dalej, wciąż na południe. Nie zatrzymując się, przejeżdżamy obok twierdzy Haj-Nehaj (kilka kilometrów przed miastem Bar, po prawej stronie drogi), wybudowanej przez Wenecjan w XV wieku, dla ochrony ich południowych granic przed Turkami. Nie wiemy, jak tam dojechać (dziś wiemy, że instrukcję dojazdu można znaleźć np. tutaj), zresztą nie mamy za bardzo czasu. Zmierzamy ku miastu Bar, a w zasadzie ku jego starej, historycznej części, zwanej Stari Bar, w której znajduje się średniowieczna pozostałość po dawnej lokalizacji tego miasta.

Twierdza Haj-Nehaj przy drodze do miasta Bar
Twierdza Haj-Nehaj przy drodze do miasta Bar
Ulcinj, stare miasto widziane z poziomu plaży miejskiej
Ulcinj, stare miasto widziane z poziomu plaży miejskiej

Zwiedzamy więc Stari Bar, po czym kierujemy się ku samemu południu Czarnogóry, ku miastu Ulcinj (niewiele ponad 10 tys. mieszkańców). Najbardziej znaną historycznie częścią miasta jest jego starówka wraz z twierdzą. Mury obronne pochodzą już z XII wieku. Jedziemy ku starówce Ulcinja na tzw. „czuja”, bo miasto oznakowane jest niestety słabo. Niestety błądzimy w ciasnych (i jednokierunkowych) uliczkach nadmorskich miasta i wyjeżdżamy na plaży grubo poniżej twierdzy, którą oglądamy z poziomu morza. Oglądamy ją więc z tego poziomu, po czym odpuszczamy, nie próbujemy się do niej zbliżyć, głównie z powodu świadomości upływającego czasu: do granicy z Albanią jeszcze godzina jazdy, a potem kolejne dwie, nie licząc planowanych postojów w Szkodrze i Kruje już po stronie albańskiej. Z czasem więc jest ciasno.

Ale tak całkiem Ulcinja nie odpuszczamy. Odbijamy z trasy ku granicy albańskiej (nie ostatni raz tego dnia) i jedziemy poza południowe granice miasta, na most na rzece (raczej chyba kanale) Milena. Nad nią znajdują się unikalne stanowiska rybackie, kalimery, będące jedną z najstarszych metod łowienia ryb. Sklecone prostą metodą z prostych desek, wyglądają zjawiskowo i nie przystają ani przez moment do świadomości czasów dzisiejszych. To taka szybka podróż wstecz w czasie.

Ulcinj, "kalimery", stanowiska rybackie na rzece Milena
Ulcinj, „kalimery”, stanowiska rybackie na rzece Milena
Ulcinj, "kalimery", stanowiska rybackie na rzece Milena
Ulcinj, „kalimery”, stanowiska rybackie na rzece Milena
Ulcinj, "kalimery", stanowiska rybackie na rzece Milena
Ulcinj, „kalimery”, stanowiska rybackie na rzece Milena

Odbijamy od czarnogórskiego Adriatyku, kierując się jedyną drogą prowadzącą z Ulcinj ku przejściu granicznemu z Albanią. Ale zanim wjedziemy w czeluście nieznanego dla nas świata, jeszcze raz odbijamy z trasy – za znakami kierującymi na Svac. Miasto Svac po raz pierwszy pojawia się w dokumentach w 1067 r. W 1242 r. zostało zdobyte i zniszczone przez Mongołów, ale odbudowane w końcówce XIII w. na rozkaz królowej Serbii, która uczyniła z miasta swoją siedzibę. Miasto zaczęło jednak podupadać już w początkach XV wieku, a 1571 r. zostało ponownie zniszczone, tym razem przez Turków. Zniszczenia te spowodowały ucieczkę mieszkańców, którzy już nigdy tu nie wrócili. Dziś w zasięgu wzroku pozostają ruiny dwóch kościołów (do dziś zachowały się resztki ośmiu, a podobno miasto miało ich tyle, ile jest dni w roku): katedry św.Jana Chrzciciela na samym szczycie miejskiego wzgórza (1300 r.) oraz franciszkańskiego kościoła Najświętszej Maryi Panny, znajdujące się nieco niżej (wcześniej). Z praktyki – uważajcie na oznakowanie przy drodze. Od Ulcinj kierują znaki na „Svac”, a sam skręt do ruin jest już oznakowany inaczej („Stari Grad” przy obelisku stojącym przy asfaltowej drodze, która kawałek dalej najzwyczajniej się kończy). Ostatni odcinek trzeba przejechać szutrem, za parking robi zdewastowane boisko piłkarskie. Dalej już tylko pieszo, na wzgórze dawnego miasta, ruiny widać z poziomu boiska.

Svac, ruiny kościoła Najświętszej Maryi Panny
Svac, ruiny kościoła Najświętszej Maryi Panny
Svac, w oddali ruiny katedry św.Jana Chrzciciela
Svac, w oddali ruiny katedry św.Jana Chrzciciela
Svac, ruiny katedry św.Jana Chrzciciela z bliska
Svac, ruiny katedry św.Jana Chrzciciela z bliska
Svac, ruiny katedry św.Jana Chrzciciela z bliska
Svac, ruiny katedry św.Jana Chrzciciela z bliska
Svac, ruiny miasta
Svac, ruiny miasta
Jesteśmy blisko Albanii...
Jesteśmy blisko Albanii…

Wracamy na główną drogę, kierującą się ku granicy albańskiej. Ze do Albanii już blisko, utwierdza nas osiołek, „zaparkowany” przy skrzyżowaniu. Niestety granica czarnogórsko – albańska jest naszym złym wspomnieniem – utknęliśmy na niej na 2 godziny – tyle trwał dojazd w kolejce samochodów do kontroli granicznej. Korek ten spowodował, że do Albanii wjechaliśmy tuż przed zmrokiem, mając w perspektywie jeszcze dwie godziny jazdy do Durres, gdzie mieliśmy zaplanowany nocleg.

Zmuszeni więc zostaliśmy do rezygnacji z planów zwiedzania po albańskiej stronie trasy tego dnia. Opuściliśmy więc m.in. twierdze w Szkodrze i Kruje. Będzie pretekst, żeby tu wrócić. Swiadomi tego, że zbliża się wieczór i trzeba zacząć organizować kolację, skupiliśmy się na zadaniu wymiany waluty na miejscową, co okazało się atrakcją samą w sobie.

Przejechaliśmy kilka kilometrów za Szkodrę, zanim zauważyliśmy na mijanej stacji benzynowej zbawienny napis „Exchange”. Kantor okazał się jednak nieczynny, ale pani w sklepie spożywczym obok, zapytana o kantor, natychmiast wyciągnęła kalkulator, wystukując na nim proponowany kurs Euro (o ile pamiętam, było to 170 LEK). Wymieniamy więc 50 EUR na miejscową walutę, otrzymując w zamian pokaźny plik banknotów. Dla Polaków – żeby łatwiej było liczyć, każde 100 LEK = mniej więcej 3 PLN (w rzeczywistości trochę mniej – jakieś 2,80 PLN). Robimy też niezbędne uzupełnienia samochodowego prowiantu (Coca-Cola, woda mineralna) i ruszamy dalej.

Albańska waluta. Kantorem jest tu każdy obywatel.
Albańska waluta. Kantorem jest tu każdy obywatel.
Albania, twierdza w Szkodrze
Albania, twierdza w Szkodrze
Albania, twierdza w Kruje
Albania, twierdza w Kruje

Dalsza część jazdy drogami Albanii w kierunku hotelu w Durres upływają po znakiem zapadających ciemności i rosnącej fantazji kierowców poruszających się wokół nas. W miarę upływu czasu już nic innego nie robimy, tylko patrzymy i chłoniemy zasady ruchu drogowego, obowiązujące w Albanii. Jest na co patrzeć, naprawdę. I nie opiszemy ich teraz 🙂 Będzie z tego osobny, dedykowany wpis.

Do Durres dojeżdżamy późnym wieczorem, trochę błądząc w drodze do hotelu, w międzyczasie nadziewając się na kontrolę drogową. I tu sprawdziły się wyczytane przez nas w sieci opinie o albańskiej drogówce – ta i owszem, zatrzymuje każdy lepszy samochód (lepszy, znaczy mający mniej niż 20 lat :-)), ale jak podjedziesz i zobaczą zagraniczne rejestracje, to natychmiast dają znaki, żebyś jechał dalej. Nawet nie trzeba się zatrzymywać. Mieliśmy kilka takich „kontroli” w trakcie 48 godzin w Albanii – w dzień czy w nocy, zawsze działa to identycznie :).

Meldujemy się w hotelu w Durres i znajdujemy jeszcze siły, by przespacerować się w okolicach godziny 23-ciej wzdłuż miejscowej plaży (hotel leżał tuż przy niej). O tym, jak odległa jest droga Albanii do współczesnych standardów, powiemy tylko, iż hotelowa recepcjonistka nie do końca była pewna czy „eight” to 8. Chciała nam wytłumaczyć, od której podają śniadanie. Ale od czego są palce. Dogadaliśmy się… Inna nowinka – czteroosobowy pokój zawiera… łóżko piętrowe.

Zdecydowanie dodatnie zaskoczenie – nie ma problemu (noc z niedzieli na poniedziałek) na obrzeżach miasta ze znalezieniem czynnych w okolicy północy sklepów spożywczych. Kupienie chleba i czegoś do niego, piwa czy np. fig nie stanowi problemu. W promieniu 200 metrów od hotelu znajdujemy dwa. Co prawda panie liczą sumę do zapłaty długopisem w słupkach na szarym papierze do pakowania zakupów (dżizas, ja jeszcze pamiętam te czasy u nas…) i nie gadają kompletnie w żadnym cywilizowanym języku, ale czy język jest potrzebny do zakupów ? Podajesz produkty, pani mnoży, dzieli i wylicza silnię na Twoich oczach, podajesz banknoty, bierzesz resztę. Banał.

Albania, Durres. Piętrowe łóżko w hotelu Bellavista (hotel ***)
Albania, Durres. Piętrowe łóżko w hotelu Bellavista (hotel ***)

Kolejny dzień w całości spędziliśmy w Albanii, przemieszczając się pomiędzy Durres, a położoną na samym południu kraju Sarandą, najpopularniejszym (szczególnie wśród Albańczyków) kurortem nadmorskim. Po drodze znów będzie wiele atrakcji do zobaczenia, dodatkowo okraszonych przygodami, związanymi z podróżowaniem po albańskich autostradach i drogach krajowych (dróg o niższej klasie nie radzimy w ogóle uznawać za drogi). Będzie m.in. starożytna Apollonia i miasto tysiąca schodów – Gjirokastra.

Pełna galeria zdjęć z drogi wzdłuż czarnogórskiego Adriatyku znajduje się na osobnej stronie naszego bloga oraz na naszym profilu na Facebooku.

Jak bardzo przydatny jest dla Ciebie ten artykuł?

Kliknij na odpowiednią gwiazdkę i oceń treść

Dotychczasowa średnia ocena 5 / 5. Ilość opinii: 2

Ten artykuł nie był jeszcze oceniany. Oceń jako pierwszy!

Jeśli nasz artykuł jest dla Ciebie przydatny...

podziel się nim ze znajomymi 🙂

Dodaj komentarz