Jezioro Van i okolice

5
(1)

Jezioro Van jest jedną z najbardziej znanych atrakcji w całej Turcji, choć w porównaniu z zachodnią częścią kraju, turystyka tu dopiero raczkuje. To „ojczyzna” słynnych kotów z Van, największe i najgłębsze jezioro Turcji, z wodą o bardzo silnym odczynie zasadowym.

Turcja południowo-wschodnia, dzień 9 (poprzedni wpis: Van. Wizytówka miasta, czyli… koty). Miasto Van to nie tylko twierdza i pozostałości po starej lokalizacji miasta oraz koty o różnokolorowych oczach. Kolejną „wizytówką” miasta jest jezioro Van, nad którym pierwotnie miasto leżało. Z jeziorem tym związanych jest kilka ciekawostek.

Rankiem ostatniego dnia naszej wędrówki po południowo-wschodniej Turcji po raz czwarty i ostatni wypożyczamy samochód, by objechać atrakcje okolic miasta. Mamy na to ledwie 4-5 godzin, będziemy się więc „sprężać”. Najważniejszym celem samochodowej objazdówki jest oczywiście jezioro Van oraz najbardziej znana z jego czterech wysp – Ahtamar (lub bardziej znana nazwa: Akdamar).

Jezioro Van jest największym (długość prawie 120 km, obwód 430 km, powierzchnia ponad 3.750 km2) i najgłębszym (głębokość ponad 450 m) jeziorem całej Turcji. Jak cały region, jest położone bardzo wysoko – ponad 1600 m n.p.m. Jest jednym z największych na świecie jezior bezodpływowych – woda z jeziora nie ma żadnego ujścia – jego poziom jest regulowany przez odparowywanie wód. Kiedyś istniał odpływ, ale został on zatamowany po erupcji pobliskiego wulkanu Nemrut (mniej więcej 250 tys. lat temu), także będącego dziś częstym celem wycieczek turystycznych.

Panorama jeziora Van
Panorama jeziora Van
Jezioro Van
Jezioro Van
Jezioro Van
Jezioro Van
Jezioro Van
Jezioro Van

Jest jeszcze jedna rzecz, którą warto o jeziorze Van wiedzieć – choć dopływy jeziora to rzeki słodkowodne, samo jezioro jest jeziorem słonym, dodatkowo o bardzo silnym odczynie zasadowym, co sprawia że woda w jeziorze sprawia wrażenie „śliskiej” i „oleistej”. Podobno odczyn zasadowy jest tak silny, że można w wodach jeziorach prać bez użycia detergentów 🙂 Ale tego nie sprawdzaliśmy. Podobno też jezioro rzadko zamarza, pomimo że położone jest w okolicy o dość srogich zimach.

Jezioro Van jest położone u podnóża sporych gór, które w lecie wyglądają dość surowo, ale za to w zimie sprawiają, że krajobraz jeziora prezentuje się jeszcze okazalej. Widok ośnieżonych gór w połączeniu z wodami jeziora potrafi zaprzeć dech. Widok jest naprawdę w zimie zjawiskowy.

Oprócz widoków krajobrazowych, naszym celem była druga co wielkości wyspa na jeziorze – wyspa Akdamar. Na wyspę tę można się w sezonie turystycznym bez problemu dostać jednym z wielu statków wycieczkowych, które odpływają z wielu przystani przy brzegu jeziora Van. Niestety luty do sezonu nie należy, więc zastaliśmy statki i przystanie puste – tzn. bez turystów, bo obsługa była. Ale o ile w sezonie do odpłynięcia statku potrzeba 20 osób i 15 TL od każdej z nich, to poza sezonem specjalne odpalenie statku dla naszej dwójki przekraczało nasze chęci wydatkowania pieniędzy – koszt wynosił 200 TL. Dlatego też wyspę Akdamar oglądnęliśmy z brzegu jeziora i przez obiektywy naszych aparatów. Mimo to napiszemy Wam co nieco, dlaczego warto na nią zawitać.

Jezioro Van
Jezioro Van
Jezioro Van
Jezioro Van
Jezioro Van, w tle wyspa Akdamar
Jezioro Van, w tle wyspa Akdamar
Jezioro Van, wyspa Akdamar z armeńskim kościołem św.Krzyża z X wieku
Jezioro Van, wyspa Akdamar z armeńskim kościołem św.Krzyża z X wieku

Nazwa wyspy związana jest z legendą o armeńskiej księżniczce Tamarze z pałacu na wyspie, zakochanej w chłopcu mieszkającym na brzegu. Onże co noc przypływał wpław na wyspę do swej lubej, kierując się światłem, które zapalała ona na brzegu. Ale gdy dowiedział się o tym ojciec księżniczki, którejś nocy, gdy chłopak był już na jeziorze, zgasił światło. Chłopak stracił orientację i utonął, a gdy wody wyrzuciły ciało na brzeg, wydawało się, że na ustach zastygł mu okrzyk „Akh, Tamar”

Na wyspie naprawdę istniał pałac – rezydencja jednego z armeńskich królów, wybudowana w X wieku jako cały kompleks budynków i ogrodów. Do dzisiejszych czasów dotrwał jedynie katedralny kościół św.Krzyża, wybudowany w 921 r. Od XII w. aż do końcówki wieku XIX wyspa była siedzibą armeńskiego patriarchatu katolickiego. W trakcie pogromów Ormian w 1915 r., mnisi zamieszkujący monaster zostali wymordowani, a sam kościół uległ zniszczeniu. Od tego czasu był on obiektem uwagi dla wandali, którzy stopniowo dokańczali dzieła zniszczenia.

W 1951 r. lokalne władze podjęły decyzję o ostatecznej rozbiórce kościoła, ale napotkali na opór ze strony grupy osób, która spowodowała cofnięcie tej decyzji przez państwowe ministerstwo. Ale odbudowy doczekał się kościół św.Krzyża dopiero na początku XXI w. Choć znów w wyniku trzęsienia ziemi w 2011 r. ucierpiała jego kopuła. Wyjeżdżamy znad jeziora Van będąc pod wrażeniem zimowych krajobrazów jeziora.

Jedziemy nieco na południe od miasta Van (kilkanaście kilometrów od niego), do miejscowości Çavuştepe, obok której na wzgórzu znajdują się ruiny dawnej twierdzy z czasów królestwa Urartu, pochodzącej z VIII w. p.n.e. W czasach Urartu Çavuştepe była na równi z Van traktowane jako królewskie miasto, a twierdza była jedną z wielu, wybudowanych w tamtych czasach. Dziś jest jedną z najlepiej zachowanych urartyjskich twierdz.

Twierdza w Çavuştepe
Twierdza w Çavuştepe
Twierdza w Çavuştepe
Twierdza w Çavuştepe
Twierdza w Çavuştepe
Twierdza w Çavuştepe
Twierdza w Çavuştepe
Twierdza w Çavuştepe
Wieś Çavuştepe, widok z twierdzy
Wieś Çavuştepe, widok z twierdzy
Twierdza w Çavuştepe
Twierdza w Çavuştepe

Twierdza w Çavuştepe składa się z dwóch kompleksów fortyfikacyjnych – niższej i wyższej twierdzy. My kierujemy się do tej niższej, choć także i do niej nie dajemy rady dojechać samochodem – droga prowadząca stromo pod górę zasypana jest zamrożonym śniegiem (luty), więc pod górę idziemy na piechotę, zostawiając samochód u podnóża góry. Nagrodą za wspinaczkę są zachwycające widoki na okolicę. Stopień zachowania samej twierdzy nie budzi zachwytu, ale warto się tu zatrzymać choć na chwilę. A Çavuştepe leży po dordze do często odwiedzanej twierdzy Hoşap, do której i my zmierzamy.

Twierdza w Hoşap leży mniej więcej 30 km na południowy-wschód od Van. Ten kurdyjski zamek, wyglądający na nie do zdobycia, wybudowany został przez lokalnego władcę w 1643 r. na stromej skale. Tu również nie da się w zimie dojechać pod samą bramę zamku, choć droga istnieje – mocno zasypana śniegiem nie nadaje się do przejazdu. A zasypana była tak mocno, że aby dojść do zamku, momentami trzeba było iść niemal po kolana w śniegu. A na koniec i tak okazało się, że zamek… jest zamknięty, wobec czego pozostało nam fotografowanie go jedynie z zewnątrz.

Nazwa zamku i wioski obok pochodzi od nazwy niewielkiej rzeczki, przepływającej przez nią – Hoşap w języku kurdyjskim oznacza „piękną wodę”. Zamek posiadał ponoć 360 pokoi, hamam (łaźnię), meczet, harem oraz więzienie. Legenda mówi, że pierwszy właściciel obciął ręce architektowi zamku, by ten już nigdy podobnego nie wybudował. O dalszej historii zamku wiadomo niewiele, poza tym, że ostatniego jego właściciela wydalono, po czym do końcówki XIX w. służyła twierdza jako siedziba dla wojska.

Dojeżdżamy do zamku Hoşap (widoczny w tle)
Dojeżdżamy do zamku Hoşap (widoczny w tle)
Zamek Hoşap
Zamek Hoşap
Zamek Hoşap
Zamek Hoşap
Zamek Hoşap
Zamek Hoşap
Hoşap, elementy fortyfikacji na sąsiednich wzgórzach
Hoşap, elementy fortyfikacji na sąsiednich wzgórzach
Hoşap, elementy fortyfikacji na sąsiednich wzgórzach
Hoşap, elementy fortyfikacji na sąsiednich wzgórzach
Hoşap, elementy fortyfikacji na sąsiednich wzgórzach
Hoşap, elementy fortyfikacji na sąsiednich wzgórzach

Na tym kończymy zwiedzanie okolic Van, ograniczenia czasowe (samolot do Stambułu) każą nam wracać do Van, gdzie na lotnisku oddamy samochód do wypożyczalni i odlecimy z południowo-wschodniej Turcji. To była naprawdę udana turystycznie podróż, chyba wszystkie zaplanowane elementy trasy udało się nam zrealizować. Na deser pozostał nam jeszcze nocleg w azjatyckiej części Stambułu. W Stambule czekała nas bowiem nocna przesiadka lotnicza.

Pełna galeria zdjęć z jeziora Van i okolic znajduje się na osobnej stronie naszego bloga oraz na naszym profilu na Facebooku.

Jak bardzo przydatny jest dla Ciebie ten artykuł?

Kliknij na odpowiednią gwiazdkę i oceń treść

Dotychczasowa średnia ocena 5 / 5. Ilość opinii: 1

Ten artykuł nie był jeszcze oceniany. Oceń jako pierwszy!

Jeśli nasz artykuł jest dla Ciebie przydatny...

podziel się nim ze znajomymi 🙂

One Comment

  1. marcinn

    Nad jezioro Van wybraliśmy się z żoną w czerwcu 2015. Przylecieliśmy ze stambulskiego lotniska Sabiha Gökçen linią AnadoluJet będącą tanią spółką Turlish Airlines. Jest to ciekawa alternatywa dla Pegasusa, który był trochę droższy na tej trasie i lądował później. Dwa bilety w jedną stronę bank przeliczył mi na 277zł a samolot wylądował koło 18stej. Siedząca koło nas młoda lekarka zaoferowała się podwieźć nas do hotelu w centrum Wan swoim transportem, z czego skwapliwie skorzystaliśmy. Mimo wydrukowanej mapy i znajomości adresu krążyliśmy po centrum ok 20 minut zanim dotarliśmy do Royal Berk Otel. Hotel znaleziony na booking.com, ale rezerwacja mailowa, dzięki czemu wyszło trochę taniej – 140TRY za dwójkę za śniadaniem, całkiem niezły standard. W Wan też zjedliśy za 16.50TRY jedną z najlepszych kolacji w Turcji. Z uwagi na ograniczenia czasowe darowaliśmy sobie zwiedzanie miasta i skupiliśmy się na okolicach. Plan przewidywał wypożyczenie samochodu na cały dzień i objechanie okolic. Nie kryję, że skorzystałem tu ze sprawdzonego pomysłu tambylskich i wypożyczalni Avis w centrum miasta:) (łatwa do znalezienia – uwaga google maps źle ją nanosi!). Auto rezerwowałem przez internet, na miejscu chciałem dokupić dodatkowe ubezpieczenie. Przyszliśmy w 10 min po otwarciu wypożyczalni wywołując lekki popłoch wśród obsługi. Obecny tam pracownik z jakiegoś powodu nie mógł nam wynająć auta i czekaliśmy ok. 30 min. na kierownika (?). Ostatecznie przyszedł i za pomocą google.translate porozumieliśmy się co do przedmiotu wypożyczenia. Pieczołowicie spisał wszystkie chyba dane z paszportu, karty i prawa jazdy, podpisałem dokumenty po turecku i nawet udało się wykupić dodatkowe ubezpieczenie. Samochody znajdują się na lotnisku i tam nas zawiózł swoim autem. Na miejscu okazało się, że w baku nie ma paliwa, co stanowiło pewien zgrzyt i spowodowało później konsekwencje, gdyż umawialiśmy się na full-full policy. Następnie dwoma już samochodami udaliśmy się z kierownikiem na stację benzynową koło lotniska. Po dłuższej dyskusji – machaniu rękami, w której uczestniczyło też kilka innych osób, ustaliliśmy, że 20 litrów wystarczy na zrealizowanie trasy Wan lotnisko – Akdamar – Hosap – Wan uniwersytet. Za całodzienne wypożyczenie zapłaciłem 115TRY z karty ściągnęło mi 167zł, a za 20 litrów diesla 84.20TRY (125zł).
    Droga prowadzi wzdłuż jeziora, ruch niewielki. Jak dotarliśmy na przystań właśnie ruszał stateczek, który na nas poczekał, cieszyliśmy się bardzo z tego zbiegu okoliczności, później jednak okazało się, że stateczków jest kilka i na następny czekalibyśmy max 30 min. Uprzejmy kasjer sprzedał nam dwa studenckie bilety na prom po 10TRY za osobę, a po przypłynięciu płaciliśmy jeszcze po 5TRY za wstęp na wyspę. Jest to zdecydowanie najładniejsze miejsce nad jeziorem. Dookoła ośnieżone góry, w czerwcu nad Wan była dopiero wiosna, ciepło ale nie upał i kwitnące łąki. Woda była bardzo błękitna. Na statku i wyspie trochę turystów, głównie irańskich Kurdów. Podobnie zresztą jak w hotelu w Wan, sami Irańczycy. Bez wczesniejszej rezerwacji moglibyśmy nie dostać pokoju, pełne obłożenie. Wracając na wyspę – kościół ormiański pięnie odremontowany, niesamowite płaskorzeźby na zewnętrznych ścianach, teren na wyspie również świeżo po remoncie, ścieżki brukowane, latarnie, punkty widokowe. Po powrocie na brzeg jeziora (dowolnym odpływającym stateczkiem) udaliśmy się do restauracji na przeciwko promu (jedyna w okolicy) na rybę z jeziora i znów był to strzał w 10!. Porcja ryb dla dwóch osób 30TRY i darmowa herbata od bardzo miłego właściciela 🙂 Z Akdamar pojechaliśmy prosto do Hosap, mijając tureckie bazy wojskowe, droga bardo dobra, prawie pusta, dookoła góry, prawie pustynia, po drodze oglądamy kolejne jezioro. Zamek widać z dużej odległości. Z uwagi na czas darujemy sobie zwiedzanie wewnątrz, robimy zdjęcia pod zamkiem i przy zabytkowym moście i wracamy do Wan. Kolejny punkt to koty (parę słów o naszej wizycie w tym miejscu na stronie poświęconej kotom – poprzedni wpis). Samochód oddajemy w centrum przy wypożyczalni, na pół godziny przed jej zamknięcie, Właściciel dokładnie ogląda i się żegna. Problem w tym, że w baku została połowa kupionego przez nas paliwa i próbuję się dogadać w sprawie „refund”. Niestety pomimo zaangażowania osób z ulicy, które próbują mediacji, właściciel pozostaje nieugięty. Trochę rację miał, trochę nie. Avis nie ma polityki refundacji paliwa, ale nie ma również polityki empty-empty. Fakt ten odbiliśmy sobie solidną porcją baklawy w eleganckiej Baklava Saraj 🙂

Dodaj komentarz