Po kulminacji pobytu w Rio – czyli paradzie karnawałowej na Sambodromie, przyszedł czas na trochę spokoju. Ostatnie dwa dni spędziliśmy na spacerowym zwiedzaniu centrum miasta, plażowaniu i… szukaniu czynnej poczty 🙂
Karnawał w Rio, dzień 7 (poprzedni wpis: Rio de Janeiro, parada karnawałowa na Sambodromie). Końcowe dni tygodniowego pobytu w Rio de Janeiro to czas na zostawienie za sobą wielkich atrakcji miasta: Chrystusa Odkupiciela, Sambodromu, Maracany czy Copacabany. Spędziliśmy je, leniwie wędrując po mieście w zasadzie bez celu i planu.
Centrum Rio de Janeiro „kręci” się wokół placu Floriano Peixoto, nazwanego ku czci drugiego w historii prezydenta republiki Brazylii. Nieoficjalnie znany jest on pod nazwą Cinelandia – dlaczego, zaraz wytłumaczymy. Centrum Rio de Janeiro nie jest specjalnie stare – ma raptem niewiele ponad 100 lat. Plac Floriano Peixoto stworzono na początku XX w., kiedy to zdecydowano się przebudować centrum miasta. Wyburzono stare, portugalskie, kolonialne budynki i zaprojektowano od zera całą przestrzeń.
M.in. w projekcie umieszczono umiejscowienie tu wszystkich najlepszych kin w mieście – to właśnie stąd wzięła się popularnie używana do dziś nazwa placu. Dookoła placu umiejscowiono ważne budynki użyteczności publicznej, m.in. bibliotekę narodową i teatr. Teatr, otworzony w 1909 r., jest dziś najbardziej rozpoznawalnym budynkiem w okolicy. Przed nim stoi na placu dość okazały pomnik prezydenta Floriano Peixoto.
Cinelandia żyje bardzo intensywnym życiem, przewija się tu mnóstwo ludzi, szczególnie że znajduje się pod nim jedna z głównych stacji metra – też o nazwie Cinelandia. Na parterze budynków umiejscowionych dookoła placu znajdują się popularne bary i restauracje, tu daliśmy się skusić na jeden z posiłków. Choć ceny nie należą do najniższych, to „objętość” porcji tu serwowanych po prostu powala na kolana. Zwyczajowo do porcji mięsa z kurczaka (wielkości całego talerza) dostaje się drugi talerz z ziemniakami i ryżem, trzeci z sałatką i jeszcze miseczkę sosu z czerwonej fasoli. Całość za mniej więcej 40 zł. Spokojnie można najeść się w dwie osoby. Są też porcje „dwuosobowe”, ale to po prostu podwojenie tego, co jest w porcji pojedynczej, masakrycznie wielka ilość jedzenia. Na placu Floriano Peixoto wypiliśmy też obowiązkowego w Brazylii drinka, czyli caipirinhę.
W okolicznych budynkach, także dookoła teatru, znajduje się kilka ciekawych muzeów, m.in. Muzeum Sztuk Pięknych – niestety z racji trwającego karnawału oczywiście wszyściutkie były zamknięte. Ulice dookoła placu służą w tym okresie do organizacji ulicznych parad karnawałowych i z rana ich wygląd przypomina bardziej pobojowisko po krwawej bitwie, niż dostojne centrum miasta 🙂
Jednym z celów naszego krążenia po centrum byłą nieodparta chęć znalezienia działającej poczty i wysłania kartek z Rio do rodziny i znajomych. Żyliśmy, jakże złudną, nadzieją, że gdzieś jest jakaś „główna poczta”, która działa pomimo karnawału. No przecież w kilkunastomilionowej metropolii nie da się zamknąć wszystkich poczt na 5 dni. Nie da się ? Jak się nie da, jak się da – pocztę rzeczywiście znaleźliśmy, ale dopiero w dzień naszego wylotu, w środę – pierwszy dzień po zakończeniu karnawału. I dopiero wtedy dane nam było puścić upragnione kartki. Doszły w komplecie.
Ale jak tak krążyliśmy po mieście, to wpadło nam w oko kilka charakterystycznych budowli, które zapamiętaliśmy. Przede wszystkim chcieliśmy się dostać na Ilha Fiscal, małą wysepkę, widoczną z nabrzeża centrum Rio, na której stoi widoczny z daleka pałac (wtedy wydawało nam się, że to kościół). Ilha Fiscal (czyli „wyspa skarbowa”) nazwę nosi od portowej policji skarbowej, która kiedyś miała tu swoją siedzibę. Ale najbardziej znanym faktem z historii wyspy jest ostatni bal cesarstwa Brazylii, który odbył się w miejscowym pałacu tuż przed obaleniem cesarza i proklamowaniem republiki. Pałac ten jest nieźle zachowany i dostępny dla zwiedzających – podobno tylko łodzią. Podobno, bo pomimo spaceru po nabrzeżu nie udało się nam znaleźć wejścia lądowego na wyspę. Pozostało fotografowanie z brzegu „lądu stałego”.
A skoro się nie udało, to przespacerowaliśmy się wzdłuż wybrzeża w okolicach centrum. Między innymi po jednej z głównych ulic miasta, Avenida Presidente Vargas, której nadmorskim zwieńczeniem jest okazały kościół Igreja da Candelária. Pierwszą kaplicę wybudowano tu już na początku XVII w., a fundatorami byli podobno marynarze z hiszpańskiego statku „Candelária”, cudem uratowanego od rozbicia się w czasie sztormu na oceanie. Gdy kaplica zaczęła się walić, zdecydowano o budowie większego kościoła, nad którym prace trwały przeszło 100 lat (!). Rozpoczęto je w 1775 r., i choć kościół inaugurowano w 1811 r. (36 lat od rozpoczęcia budowy), to kopułę ukończono dopiero w 1877 r. Kościół był miejscem tragicznych wydarzeń z czasów reżimu wojskowego z czasów po II wojnie światowej – był jedną z aren wielkich publicznych protestów po zabiciu przez policję jednego z miejscowych studentów.
Skręcamy w Rua Primeiro de Março, kiedyś najważniejszą ulicę Rio de Janeiro (ulica „1 marca” nazwana na cześć zwycięstwa w wojnie z Paragwajem) i po kilku krokach mijamy budynek Centro Cultural dos Correios, centrum kultury mieszczące się w zabytkowym domu z 1922 r., w którym kiedyś mieściły się oddziały administracyjne poczty. Budynek oddano do użytku ponownie po remoncie przy okazji Światowej Wystawy Filatelistycznej w 1993 r.
Zaraz za nim znajduje się wojskowy kościół św.Krzyża, stojący w miejscu dawnego fortu żołnierskiego. W tamtych czasach (XVII w.) znajdowała się tu mała kaplica, aż w 1870 r. podjęto decyzję o budowie większego kościoła. W jego inauguracji uczestniczył w 1811 r. sam król Portugalii. We wnętrzach przechowuje się podobno do dziś, dostępny jedynie dla badaczy, najstarszy istniejący (1812 r.) plan miasta Rio de Janeiro.
Nieco dalej na południe stoi jeden z najważniejszych historycznie kościołów w Rio de Janeiro, należąca do zakonu Karmelitów dawna katedra miejska – Igreja de Nossa Senhora do Monte do Carmo. Początki sięgają końca XVI w., kiedy to Karmelici do Rio de Janeiro przybyli. W czasie kolejnych dwóch wieków stopniowo swoje „włości” rozbudowywali, aż w 1770 r. oddali do użytku obecną świątynię.
Kiedy w 1808 r. do Rio przybył wraz z całym dworem, uciekając przed Napoleonem, król Portugalii Jerzy VI, w klasztorze Karmelitów „zakwaterował” swoją matkę, a kościół stał się „nadworną” świątynią, a wkrótce potem uzyskał status miejskiej katedry. Tu odbywały się potem wszystkie najważniejsze wydarzenia z życia kolejnych cesarzy brazylijskich – śluby oraz koronacje. W tym te dwie najważniejsze – koronacje cesarzy Pedra I i Pedra II, ponoć jedyne dwie chrześcijańskie koronacje w całej historii Ameryki Południowej.
Po upadku cesarstwa i proklamowaniu republiki, oraz po przyjęciu prawa oddzielającego kościół od państwa, katedra przestała być miejscem oficjalnych uroczystości. Ale status katedry utrzymała aż do 1976 r., kiedy oddano do użytku nową katedrę – Katedrę Metropolitarną. Dziś Igreja de Nossa Senhora do Monte do Carmo nazywany jest popularnie „starą katedrą”. A o tej nowej będzie za chwilę więcej.
Ciekawostką jest, że ze starą katedrą sąsiaduje kolejny kościół (to rzadkość, dwa kościoły obok siebie) – Igreja da Ordem Terceira do Carmo. Wybudowano go w połowie XVIII w., aczkolwiek nie do końca, bo nie ukończono kościelnych wież. Te na swój czas musiały poczekać kolejne 100 lat.
Kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się „Pałac Tiradentesa”, wybudowany w 1926 r. budynek, który był siedzibą brazylijskiego parlamentu aż do 1960 r., kiedy to przeniesiono stolicę kraju do nowo wybudowanej Brasilii. Nazwa budynku to hołd dla Joaquima José da Silva Xavier – rewolucjonisty i spiskowca, straconego w 1792 r. za spiskowanie przeciwko tronowi Portugalii, chęć obalenia go i ogłoszenia Brazylii republiką. Jego idee spełniły się dopiero sto lat później, a kiedy w 1889 r. w końcu republikę proklamowano, człowiek ten, popularnie zwany Tiradentesem, został uznany za bohatera narodowego, a dzień jego śmierci (21 kwietnia) ogłoszono świętem państwowym.
Z pałacem sąsiaduje kolejna świątynia pod wezwaniem św.Józefa (Igreja de Sao Jose), stojąca na miejscu pierwotnie tu wybudowanej na początku XVII w. kaplicy, będącej dziełem miejscowego pustelnika. Wiek później kaplica została zniszczona podczas najazdu piratów i dopiero w 1807 r. Bractwo św.Józefa rozpoczęło budowę świątyni w obecnym kształcie. Oficjalnie konsekrowano go w 1842 r. Dzwony kościoła uznawane są za te o najpiękniejszym dźwięku w Rio.
Wróćmy teraz nieco wgłąb centrum, na drugą stronę placu Cinelandia. Znajdziecie tu dwie rzeczy warte uwagi. Po pierwsze – akwedukt Lapa, otwarty w 1750 r. w celu doprowadzenia pitnej wody do centrum miasta. Zasilał on także miejskie fontanny. Swoją rol utracił dopiero w samej końcówce XIX w., kiedy to zdecydowaniu o jego zamknięciu i przerobieniu na… linię tramwajową. Linia ta służyła aż do 2011 r., będąc bardzo popularną atrakcją turystyczną – ale dosłownie kilka miesięcy przed naszym pobytem, w sierpniu 2011 r. miał tu miejsce tragiczny wypadek tramwaju (nie zadziałały hamulce), w wyniku którego kilka osób zginęło, a samą linię zamknięto. Akwedukt jest znaczącym dziełem sztuki budowlanej, licząc 270 m długości, wybudowany w sumie na 42 łukach o kilkunastometrowej wysokości.
Stojąc obok akweduktu, nie sposób nie dojrzeć charakterystycznej, stożkowatej, ponurej budowli niedaleko niego. Wygląda jak potężny bunkier atomowy, a w rzeczywistości jest to… chrześcijańska katedra metropolitarna – kościół. W rzeczy samej chyba nigdy i nigdzie nie widzieliśmy brzydszego kościoła – nie wiemy co wąchał architekt, choć podobno wzorował się na architekturze Majów… Katedrę wybudowano w 1976 r. i to ona odebrała to miano opisanemu wyżej kościołowi Igreja de Nossa Senhora do Monte do Carmo. Uczucie brzydoty szarego, betonowego tworu wzmaga jeszcze dodatkowo sąsiedztwo nowoczesnych, obłożonych szkłem biurowców przy sąsiednich ulicach.
Na koniec wspomnimy jeszcze trochę w tematyce sportowej. Być w Brazylii, być w Rio – to przede wszystkim Maracana. Ale Rio to także cztery słynne kluby piłkarskie, o wielkiej i długiej historii. Siedziba jednego z nich mieści się niedaleko laguny Rodrigo de Freitas, a więc blisko hotelu, w którym mieszkaliśmy na Ipanemie. To „Club de Regatas do Flamengo”, czyli po prostu Flamengo, założony początkowo jako klub wioślarski (stąd nazwa). Uznawany za najpopularniejszy klub piłkarski w całej Brazylii, w czasie naszej wizyty w lutym 2012 r. przechodził apogeum sławy – a to z racji tego że akurat przez ten jeden sezon grał w nim słynny Ronaldihno. Klubowe koszulki z jego nazwiskiem po prostu opanowały wszystkie sklepy z pamiątkami i gadżetami sportowymi w Rio. Oczywiście w kosmicznych cenach – mowa o tych oryginalnych.
I tu będzie końcowa przestroga – jeszcze jeden sposób (oprócz obrobienia przez kieszonkowca) na to, jak dać się oszukać w Rio. Otóż, jako że „pan tamBylski” jest zagorzałym kibicem, przez tydzień myślał, czy jednak nie wydać ok.200 zł za oryginalną koszulkę Flamengo z „dziesiątką” i nazwiskiem Ronaldinho. Myślał, myślał i… zdecydował się dopiero na bezcłówce na lotnisku, przy okazji odlotu. Przymierzyłem i kupiłem. Znaczy nie kupiłem, tylko (i aż) zapłaciłem. Otóż miła pani w sklepie wzięła ode mnie zakupy (była tam jeszcze i brazylijska kawa, i brazylijska wódka do caipirinhi – Cachaça) i na niewidocznej dla mnie swojej niskiej ladzie zapakowała do worka, spięła zszywaczem i na wierzchu przyczepiła paragon – standard na bezcłówce – zakupy muszą być tak zapakowane. No i to zdziwienie dobę później w Polsce, gdy ów worek otworzyłem – kawa jest, Cachaça jest, a koszulki… niet. Skubana złodziejka wykorzystała fakt, że lada jest nisko i nie widzę pakowania, i… zwinęła koszulkę Flamengo. A nigdzie się nie oglądałem na boki, zrobiła to ot tak, na beszczela. Tak to właśnie kończy się historia. Ostrzegam, na lotniskowej bezcłówce w Rio patrzcie sprzedawczyniom na ręce, choćby nie wiem jak miały piękne inne części… Choć i to Was nie uratuje, jak stolik do pakowania będzie mieć pół metra poniżej lady, przy której płacicie.
Pełna galeria zdjęć pozostałych atrakcji w centrum Rio znajduje się na osobnej stronie naszego bloga oraz na naszym profilu na Facebooku.