Październik 2013 r. stał w naszych podróżach pod kątem zwiedzania zabytkowych niemieckich miast nad Bałtykiem. Po Wismarze przyszedł czas na starą Lubekę, także wpisaną na listę UNESCO, a dodatkowo „uzbrojoną” w wyjątkową listę noblistów, związanych z miastem.
Dwudniowa, październikowa wyprawa do czterech niemieckich miast nad Bałtykiem. Dzień 1, etap 2, czyli z Wismaru przenosimy się do Lubeki. Oba miasta dzieli 60 km, szybką drogą da się przejechać w kilkadziesiąt minut. Lubeka jest drugim hanzeatyckim miastem nad niemieckim wybrzeżem Bałtyku, które zaplanowaliśmy sobie zobaczyć.
W poprzednim wpisie o Wismarze zabrakło jednej rzeczy – wszak motywem przewodnim tego krótkiego wyjazdu były miasta „hanzeatyckie” – czym jest, a raczej była, owa „Hanza” ? Już wyjaśniamy. Hanza była unią handlową, a czasem i wojskową, miast leżących głownie nad Morzem Bałtyckim i Północnym – służyła ochronie ich interesów i unifikacji zysków z handlu, głównie z handlu z miastami leżącymi poza Hanzą. W ten sposób członkowie Hanzy ochraniali, na wszystkich płaszczyznach, swoje interesy.
Formalnie Hanza założona została w 1356 r., choć już wcześniej miasta handlowe w naszym regionie zaczęły się organizować, a jednym z „przywódców” była właśnie Lubeka, gwałtownie rosnąca wtedy w siłę. Protoplastą Hanzy był związek Lubeki i Hamburga, zawarty już w 1241 r. Hanza bardzo szybko rozrosła się, szczególnie w Niemczech i Skandynawii, a jej wpływy sięgały m.in. Anglii, Belgii czy dzisiejszych państw nadbałtyckich. W obronie swoich interesów nie wahała się używać siły i wojnami powiększała swoje wpływy.





Hanzą rządziły zjazdy delegatów (Hansetag) z poszczególnych miast. Pierwszą stolicą Hanzy byłą Lubeka – jako jedno z miast – założycieli. Ostatni Hansetag odbył się 1669 r. – Hanzę zgubiła chciwość (wysokie opłaty dla handlarzy) i pojawiająca się silna konkurencja oraz epoka wielkich odkryć geograficznych, która zmieniła geografię handlu na całym świecie. Aczkolwiek – Hanza oficjalnie nigdy nie została rozwiązana. Do dziś część niemieckich miast, tradycyjnie określających się mianem „hanzeatyckich”, w tym wszystkie cztery odwiedzane przez nas podczas opisywanej wycieczki (Wismar, Lubeka, Rostock i Stralsund), używają tablic rejestracyjnych dla samochodów z początkową literą „H” (od Hanza), np. mieszkańcy Lubeki mają rejestracje z literami „HL” z przodu.
I jeszcze słów kilka o historii samej Lubeki, dużo dłuższej niż historii Hanzy. W nowożytnych początkach ziemie te zajmowali Germanie, którzy ok. VIII w. zostali wyparci przez Słowian, a ci założyli osadę Liubice – pojawia się ona w dokumentach historycznych już w XI w. Prawa miejskie Lubeka otrzymała w 1260 r., już pod panowaniem niemieckim, wtedy też pojawiło się tu biskupstwo. Przez krótkie okresy miasto należało do Danii i do… książąt szczecińskich.
ładowanie mapy – proszę czekać…
A potem już były wieki rozkwitu miasta jako głównego portu handlowego nad Bałtykiem i jednego z największych niemieckich miast (większa była tylko Kolonia). Powstanie Hanzy tylko potęgę umocniło – Lubeka stała się stolicą związku miast bałtyckich. Miasto miało nawet własną walutę – markę lubecką, szeroko akceptowaną w innych niemieckich miastach (unia monetarna). W szczytowym okresie miasto miało nawet wpływ na wybory władców (królów) m.in. w Szwecji, posiadało też wyspę Bornholm. Ostatni zjazd Hanzy odbył się właśnie w Lubece w 1669 r., ale wtedy już Hanza była marginalizowana przez o wiele nowocześniej działających Holendrów.


W początkach XIX w. miasto zdobył Napoleon, a pod koniec tego stulecia weszło ono w skład Cesarstwa Niemieckiego, które upadło jednak po klęsce w I wojnie światowej. Podczas II wojny światowej Lubeka była pierwszym niemieckim miastem, zbombardowanym przez aliantów. Lubeka jako port morski odegrała też niezwykle ważną rolę w akcji „Białe autobusy” – stosunkowo mało znanym u nas epizodzie z końca II wojny światowej, ważnej dla Skandynawów – akcji transportu więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych.

Z historią tej akcji zetknęliśmy się w tym roku, goszcząc w szwedzkim Malmo – na pewno przy okazji opisywania tego miasta powrócimy do niej. Stare miasto w Lubece zostało w całości, podobnie jak w zwiedzanym przez nas wcześniej tego samego dnia Wismarze, wpisane na listę UNESCO.

Czas teraz nawiązać do tytułu tego postu. Co ma wspólnego zamieszkanie w Lubece z możliwością otrzymania Nagrody Nobla ? Otóż wiele, choć zastosowaliśmy tutaj skrót myślowy. Lubeka bowiem pochwalić się może ogromną, jak na swoją wielkość, liczbą laureatów tej prestiżowej nagrody. I można tu znaleźć także polskie elementy. Ale historycznie, z Lubeką związani byli bardziej lub mniej:
- Thomas Mann, pisarz, laureat literackiej nagrody Nobla w 1929 r., urodzony w Lubece. Jego pierwsza powieść („Buddenbrookowie”) to rodzinna saga lubeckiej rodziny. Miłośnicy polskich komedii z ostatnich lat pewnie kojarzą epizod z filmu „Chłopaki nie płaczą”, kiedy to oglądany jest film „Śmierć w Wenecji” 🙂 To także ekranizacja dzieła Thomasa Manna – za nie zresztą też kandydował do Nobla, oficjalnie jednak otrzymał ją później za wspomnianych „Buddenbrooków”;
- Willy Brandt, niemiecki polityk, także urodzony w Lubece, późniejszy kanclerz ówczesnej Republiki Federalnej Niemiec (RFN), laureat Pokojowej Nagrody Nobla za działania na rzecz pojednania Zachodu ze Wschodem (otrzymał ją w 1971 r.);
- Günter Grass, będący wspomnianym wyżej polskim akcentem wśród noblistów, związanych z Lubeką, urodzony w 1927 r. w Gdańsku – wtedy „Wolnym Mieście Gdańsku”, sam siebie opisujący jako Kaszub. Był przede wszystkim pisarzem, a jego dzieło „Blaszany bębenek” zapisało się na zawsze w historii. Jego ekranizacja zdobyła zresztą Oskara (wystąpili w niej m.in. Olbrychski, Pszoniak i Holoubek). Grass mieszkał w okolicach Lubeki pod koniec życia, gdzie zmarł. Pochowany został w okolicach miasta;



Jak widać, choć Lubeka to dziś spore miasto (ponad 200 tys. mieszkańców), to i tak może się pochwalić ponadprzeciętną średnią noblistów – więc nie tylko w odległej historii było to miasto przodujące w regionie. Także w czasach najnowszych jest w stanie pochwalić się nadzwyczajnymi osiągnięciami, choćby właśnie w dziedzinie wybitnych mieszkańców miasta.

Jeżeli chcecie zwiedzić starą Lubekę i przyjeżdżacie tu samochodem jak my, najlepszym miejscem do zaparkowania będzie z pewnością ogromny parking przy filharmonii – i jednocześnie centrum kongresowym – położonej w bezpośrednim sąsiedztwie starego miasta – właściwie wystarczy przejść przez wodny kanał, by znaleźć się na wpisanej na listę UNESCO starówce. Parking jest na tyle wygodny i bezpieczny, że początkowo planowaliśmy tu nocleg – to był jeden z tych wyjazdów, w trakcie których naszym „hotelem” był samochód – ale ostatecznie ze względów praktycznych (opłaty) zdecydowaliśmy się na inne rozwiązanie, ale o tym później.

Parking przy filharmonii ma ten jeden niezaprzeczalny plus, że jakieś 200 m na południe od niego można wkroczyć do starej Lubeki, zaczynając od jednego z najbardziej z rozpoznawalnych jej punktów – Bramę Holsztyńską – jedną z dwóch zachowanych do dziś bram miejskich, część średniowiecznych fortyfikacji miasta.
Tak naprawdę Bram Holsztyńskich było kilka – ustawionych w linii: dwie zewnętrzne, a za nimi środkowa i wewnętrzna. Ta zachowana do dziś to środkowa – budowane były stopniowo na przestrzeni wieków od tej wewnętrznej na zewnątrz. Brama środkowa była więc wybudowana jako druga w kolejności, w 1464 r. Jako jedyna z bram holsztyńskich przetrwała do naszych czasów, choć wybudowano ją na grząskim gruncie i cały czas osiadała w ziemi, dodatkowo pochylając się na boki. Pozostałe bramy holsztyńskie wyburzono w I poł. XIX w., a tę środkową odrestaurowano, dzięki czemu szybko stała się symbolem miasta.




Brama Holsztyńska sąsiaduje z innym symbolem – tym razem symbolem dawnej potęgi handlowej Lubeki – starymi spichlerzami solnymi nad rzeką Trave. Handel solą dał Lubece wieki temu status potęgi, miasto eksportowało ją do Skandynawii, gdzie była niezbędna do obróbki ryb. Sól dała miastu bogactwo. Spichlerze solne wybudowano pomiędzy XVI a XVIII w., dziś stanowią malowniczy kompleks na nabrzeżu starego miasta.

Stąd już tylko dwa kroki do pierwszego ze słynnych lubeckich kościołów – kościoła św.Piotra. Dlaczego słynnych ? Otóż miasto słynęło ze strzelistych kościelnych wież, które stały się charakterystyczną cechą panoramy miasta w średniowieczu. Nazwano Lubekę nawet „Miastem Siedmiu Wież” – choć określenie to jest współczesne, a na dodatek mylne – kiedyś wież było osiem – jeden z kościołów nie doczekał do naszych czasów. A dlaczego wieże były takie charakterystyczne ? A jakże miałyby nie być, skoro w niskiej średniowiecznej zabudowie stało osiem wież,z których tylko jedna miała mniej niż… 100 metrów wysokości ! Prawdziwe kolosy – wszystkie mają pomiędzy 92 a 125 m

Nie wiadomo, kiedy zbudowano kościół św.Piotra. Po raz pierwszy pojawia się w dokumentach w 1170 r. Stopniowo rozbudowywany, obecną postać otrzymał w XV w. Jego wysoka na 108 m wieża służy dziś jako taras widokowy – zdecydowanie polecamy skorzystanie z okazji – z góry rozpościera się niesamowita panorama całej starej Lubeki. Naprawdę warto to zobaczyć.
Kierując się na północ miasta, przechodzimy przez ulicę Kohlmarkt (kiedyś tu znajdował się targ węglowy) na pierwszy historyczny plac miejski – Marktplatz. Istnieje praktycznie od początków istnienia Lubeki, choć prace archeologiczne wykazały, że plac używany był co najmniej od czasów rzymskich, a później pogańskich. Na Marktplatz trafiliśmy na jakiś jarmark, stąd nieco trudności w fotografowaniu uroczych kamienic, plac otaczających. Są naprawdę widowiskowe.
Najważniejszym zabytkiem na Marktplatz w Lubece jest jednak ratusz miejski, uważany za jeden z najznakomitszych przykładów gotyku ceglanego – Lubeka jest jednym z miast, leżących na tzw. Europejskim Szlaku Gotyku Ceglanego. Ratusz wybudowano pierwotnie na przełomie XIII / XIV w., ale z tej budowli nie zostało dużo. Obecny wygląd nadano mu podczas rozbudów w XV i XVI w.



Od północy z Marktplatz sąsiaduje kolejny symbol Lubeki – kościół Mariacki. Kolejny symbol potęgi miasta w czasach Hanzy, został wybudowany jako najwyższy ceglany kościół na świecie (sklepienie wisi na prawie 40 m wysokości) na przełomie XIII / XIV w. Był jednym z pierwszych gotyckich ceglanych kościołów, na którym wzorowały się wszystkie inne. Na kościelnych organach grywał podobno sam Jan Sebastian Bach.

Kościół Mariacki został zniszczony podczas alianckich nalotów w 1942 r. Po wojnie został odbudowany, ale duża część zabytkowego wyposażenia nie została już niestety odzyskana. Mimo to można tu zobaczyć niezwykle cenne dzieła sztuki sakralnej: chrzcielnicę z XIV w. czy „ołtarz antwerpski” z 1518 r. w jednej z kaplic. Podziwiać można także pomniki czczące miejskich patrycjuszy z XVII / XVIII w. i rzeźby nawet z XVI w. Ciekawostką jest legenda o ogromnym kamieniu, leżącym pod murami kościoła – podobno zostawił go tu sam diabeł – figurka diabła jest jedną z atrakcji przy zewnętrznych murach świątyni.

Od północnej strony kościoła Mariackiego znajduje się kolejna atrakcja Lubeki – Buddenbrookhaus – jeśli przeczytaliście uważnie powyżej wspomnienie o Tomaszu Mannie, nobliście z Lubeki, to już wiecie – tak, to dom, należący kiedyś (XIX w.) do rodziny Mannów. Ale jego historia jest dłuższa, bo sięga aż XIII w. Rozsławił go jednak Tomasz Mann w swojej noblowskiej powieści „Buddenbrookowie”, której miejscem jest właśnie ta posesja. Dziś mieści tu się muzeum, poświęcone pamięci braci Tomasza i Henryka Mannów. Niemal naprzeciwko stoi dawny gotycki budynek miejskiej kancelarii (XVII w.), mieszczący kiedyś także salę sądową. Później mieścił się tu posterunek policji i mały areszt.
Nadal idziemy na północ starego miasta, tym razem do kolejnego kościoła – kościoła św.Jakuba. Wybudowany został ok. 1300 r., zastępując spalony w pożarze, stojący tu wcześniej kościół drewniany (na pewno istniał już w 1227 r.) Tu warto zobaczyć przede wszystkim dwie pary kościelnych organów – mniejsze z 1504 r. i główne z 1637 r., uważane za jedne z najznamienitszych w Europie – piękne, naprawdę. Główny ołtarz kościoła pochodzi z 1717 r. W jednej z bocznych kaplic znajdziecie też „Brömbsen-Altar”, ołtarz pochodzący z 1500 r.




Obok kościoła św.Jakuba stoi szpital św.Ducha, kolejny przykład potęgi finansowej Lubeki z dawnych lat – jedna z najstarszych placówek opieki społecznej na świecie, wybudowany w końcu XIII w., by opiekować się biednymi i chorymi. Wtedy była placówką kościelną, dziś jest świecką – ale pełni swą rolę do dzisiejszych dni. Kolejny przykład świetnego ceglanego gotyku, niestety podczas naszej wizyty fasada była w remoncie.

Docieramy wreszcie na północny kraniec starego miasta – do drugiej zachowanej dawnej bramy miejskiej – Bramy Zamkowej (Burgtor), wybudowanej w XIII w., podobnie jak Brama Holsztyńska, wtedy będącej jedną z kilku stojących w rzędzie bram. To przez tą bramę wdarły się do miasta w 1806 r. wojska Napoleona.

Wracając na południe, wkraczamy na chwilę w zapomniany świat ukrytych alejek i podwórek starej Lubeki. To jakby inny świat – malownicze uliczki, niska zabudowa, kolorowe ukwiecone ogródki – tu można zapomnieć o zabytkach, atrakcjach, szumie i zgiełku placów Lubeki. Wpadamy w zaułki podwórek Füchtingshof i Glandorpsgang, gdzie czas jakby zatrzymał się w początkach XVII w., kiedy powstały. Cudowna wprost chwila zapomnienia i wyciszenia.
Ale my idziemy na południe, wracając do centrum starówki. Po drodze mijamy Günter-Grass-Haus, budynek, w którym urządzono muzeum słynnego pisarza, historyka i rzeźbiarza. Nie jest to faktyczny „dom” Grassa, bo on nigdy w samej Lubece nie mieszkał, ale symbolizuje związki noblisty z miastem, w okolicach którego mieszkał przez ostatnie niemal 30 lat swojego życia.
Dochodzimy do kolejnej świątyni – kościoła św.Katarzyny, jednego z tych BEZ wysokiej wieży. Miejsce na budowę klasztoru i kościoła otrzymał w początkach XIII w. sam św.Franciszek z Asyżu, choć niewiele wiadomo o ówczesnym kościele. Wiadomo natomiast, że ok.1303 r. pojawiły się pierwsze elementy nowo budowanej świątyni, będącej częścią klasztoru franciszkanów. Budowę ukończono w 1356 r. Stopniowo rozbudowywany, był później filią kościoła Mariackiego. Wojska napoleońskie zniszczyły świątynię, urządzając wewnątrz szpital i… stajnię dla koni. Nie podniósł się w swojej roli od czasów bombardowań w 1942 r., choć stopniowo jest wciąż restaurowany.



Przy St-Annen-Strasse mijamy jedną z synagog w Lubece, wybudowaną w 1880 r. Pierwotnie w stylu mauretańskim, po zdewastowaniu podczas „nocy kryształowej” w 1938 r., została przez nazistów przebudowana na ceglaną i przekształcona w gimnazjum. Synagoga została niechlubnym symbolem w 1994 i 1995 r., kiedy to próbowano ją ponownie podpalić – pierwszy raz w Niemczech od nazistowskiej „nocy kryształowej”.

Na południowym krańcu starej Lubeki stoi najokazalszy z kościołów miasta – katedra. Związana jest z nią legenda, łącząca Karola Wielkiego, cesarza niemieckiego z przełomu VIII / IX w. ( to on stworzył wielkie cesarstwo, największe imperium po upadku Cesarstwa Rzymskiego) i Henryka „Lwa”, założyciela Lubeki. Otóż kiedyś Karol Wielki polował w Saksonii i zobaczył wielkiego jelenia. Zamiast go jednak zabić, założył mu swój ciężki cesarski złoty łańcuch na poroża. Cztery wieki później, Henryk „Lew”, chcąc pobyć w samotności, spotkał tegoż jelenia, zdejmując mu złoty łańcuch. Dzięki niemu spełnił swoje marzenie – ufundował w Lubece katedrę.
A w zgodności z faktami historycznymi – rzeczywiście Henryk „Lew” zarządził budowę kościoła mniej więcej w 1173 r. Budowę ukończono już w XIII w., sto lat później przebudowano ją na gotyk. Katedra została zbombardowana w 1942 r., odbudowa trwała aż do 1982 r.
Opuszczamy starówkę Lubeki, ale nie opuszczamy samego miasta – przenosimy się do jej nadmorskiej dzielnicy – Travemünde, kiedyś samodzielnego miasta nad Bałtykiem, od XIV w. będącego w „posiadaniu” Lubeki. Częścią miasta Travemünde stało się jednak dopiero w początkach XX w. Jest dziś największym promowym portem Niemiec i znanym kurortem wypoczynkowym. Travemünde powstało na bazie XII-wiecznej fortecy, którą rozebrano w XIX w.





W Travemünde rozbijamy nasz noclegowy obóz w samochodzie, na dużym parkingu niemal tuż przy plaży. I tak spędzamy noc, a rano przystępujemy do szybkiego zwiedzania dzielnicy. Głównymi atrakcjami Travemünde są nadmorska promenada ze wspaniałą (aczkolwiek w październiku oczywiście kompletnie pustą) piaszczystą plażą, przy której stoi najstarsza na bałtyckim wybrzeżu Niemiec latarnia morska (1539 r.). Latarnia dziś już nie pracuje, została zastąpiona przez nową, znajdującą się… na 36 piętrze stojącego obok kompleksu hotelowo-mieszkalnego „Maritim” – najwyższego budynku na całym niemieckim wybrzeżu.
Ozdobą wybrzeża w Travemünde jest zdecydowanie żaglowiec-muzeum Passat, zwodowany w 1911 r. Opłynął świat dwa razy dookoła, opłynął też przylądek Horn – dziś można go zwiedzać – mniej więcej jak nasz Dar Pomorza w Gdyni. Nieco w głębi lądu znajdziecie w Travemünde m.in. zabytkową stację kolejową z 1882 r., pierwotnie drewnianą, przebudowaną na murowaną w 1912 r.
Najważniejszym sakralnym zabytkiem jest tu kościół św.Wawrzyńca (St.Lorenz), po raz pierwszy pojawiający się w historii już w 1235 r. Spłonął jednak w pożarze w 1522 r., odbudowany w II poł. XVI w. Kościelna wieża pochodzi z początków XVII w. Okolice kościoła to stara część Travemünde, wypełniona ciasnymi uliczkami i tradycyjnymi domostwami, wśród których nierzadkim widokiem są domy nawet z XVI w. Travemünde było dla nas jednak przede wszystkim okazją do spaceru nad Bałtykiem – nadmorska promenada naprawdę jest tego warta.
Pakujemy „manatki” i ostatecznie opuszczamy Lubekę. Czas na kolejny etap naszego zwiedzania hanzeatyckich miast na bałtyckim wybrzeżu Niemiec – przenosimy się do oddalonego o 130 km od Travemünde miasta Rostock – jedynego z czterech zwiedzanych przez nas podczas tego weekendu, którego stare miasto nie jest wpisane na listę UNESCO. Ale to nie znaczy, że mniej ciekawego – ale o tym będzie już w kolejnym wpisie.
Pełna galeria zdjęć z niemieckiej Lubeki znajduje się na osobnej stronie naszego bloga oraz na naszym fanpage’u na Facebooku.