Gruzińska Droga Wojenna. Z widokiem na Kaukaz.

Stepantsminda, kościół Cminda Sameba
5
(2)

Piątego dnia w Gruzji nadszedł wreszcie czas na prawdziwe górskie widoki. Groźnie nazwana Gruzińska Droga Wojenna to dziś przede wszystkim trasa widokowa, wspinająca się prawie na 2400 m i kończąca się (turystycznie) widowiskowym wjazdem pod kościół Cminda Sameba nieopodal miasta Stepantsminda.

Gruzja 2014, dzień 5 (poprzedni wpis: Kachetia. Monastery, monastery, winnice, monastery… cz.2). Nocleg nad malowniczym jeziorem Żinwali (Zhinvali) i pod murami twierdzy Ananuri, poza tym, że w sąsiedztwie młodocianej imprezy, przebiegł spokojnie. Zapamiętałem tylko bezpańskie psy, szwendające się nad brzegiem, nie wyglądające na najedzone, aczkolwiek bardzo przyjaźnie nastawione do ludzi (zapewne dokarmiane często przez turystów). Czas zacząć podróż Gruzińską Drogą Wojenną – celem końcowym jest miasto Stepantsminda i malowniczy kościółek św.Trójcy, górujący ponad nim.

Poranna próba zwiedzenia wnętrz twierdzy Ananuri kończy się fiaskiem – jest zbyt wcześnie i jest jeszcze zamknięta (otwierają ją o godz.9:00). Odjeżdżam więc, obiecując sobie zwiedzanie Ananuri w drodze powrotnej, bo ze Stepantsmindy nie da się wrócić wgłąb Gruzji inaczej niż tą samą drogą.

Jezioro Żinwali
Jezioro Żinwali
Gruzińska Droga Wojenna
Gruzińska Droga Wojenna
Gruzińska Droga Wojenna
Gruzińska Droga Wojenna
Gruzińska Droga Wojenna
Gruzińska Droga Wojenna
Gudauri, Gruzińska Droga Wojenna
Gudauri, Gruzińska Droga Wojenna
Gudauri, Gruzińska Droga Wojenna
Gudauri, Gruzińska Droga Wojenna

Gruzińska Droga Wojenna to ponad 200-kilometrowa trasa wiodąca z Tbilisi do rosyjskiego Władykaukazu, jedyna naturalna droga przebiegająca przez pasmo Kaukazu. Nazwę swoją zawdzięcza czasom z początków XIX w., kiedy to Rosja zaanektowała Gruzję i gruntownie wyremontowała drogę, przystosowując ją do celów militarnych (szybkiego przerzucania wojsk przez Kaukaz). Swoją rolę odegrali wtedy m.in. polscy budowniczowie.

Gruzińska Droga Wojenna to także jedyne czynne przejście graniczne z Rosją – i jedyne do końca legalne, pozostałe znajdują się na terenach spornych i przejazd przez nie nie jest respektowany przez służby gruzińskie. Przejście to działa od 2010 r., a od 2011 r. jest dostępne dla obywateli UE, czyli mogą je przekraczać także Polacy. Trasa od strony Tbilisi stopniowo wspina się górę, przebiegając coraz bardziej malowniczą okolicą. Kulminacyjnym punktem jest Przełęcz Krzyżowa na wysokości 2379 m n.p.m.

Po wyjeździe z Ananuri podstawowym zadaniem było zatankowanie samochodu, gdyż wskaźnik poziomu paliwa nie budził zaufania co do szans na powrót w „cywilizowane” rejony na tym, co było w baku, a nie miałem żadnych informacji, jak dalej przedstawia się sprawa z dostępnością stacji benzynowych.

Trochę czasu i jazdy wśród coraz wyższych zielonych gór minęło, zanim dojechałem do czegoś, co stację benzynową przypominało – znaczy miało jeden mocno sfatygowany dystrybutor, budkę i pana od obsługi. Ale szybko okazało się, że tankowanie będzie niestandardowe, bo w dystrybutorze… skończyła się benzyna. Ale nic to – pan zatankował mi samochód ze stojących za dystrybutorem 5-litrowych plastikowych baniaków po wodzie mineralnej, za pomocą lejka oczywiście. Trochę to trwało, ale koniec końców pojechałem dalej z pełnym bakiem.

Gruzińska Droga Wojenna, pomnik przyjaźni rosyjsko-gruzińskiej
Gruzińska Droga Wojenna, pomnik przyjaźni rosyjsko-gruzińskiej
Gruzińska Droga Wojenna, pomnik przyjaźni rosyjsko-gruzińskiej
Gruzińska Droga Wojenna, pomnik przyjaźni rosyjsko-gruzińskiej
Gruzińska Droga Wojenna
Gruzińska Droga Wojenna
Gruzińska Droga Wojenna
Gruzińska Droga Wojenna

Jazda trasą do Stepantsmindy wręcz zmusza co częstego zatrzymywania się, bo widoki momentami zapierają dech. I to jest przewaga jazdy wynajętym samochodem – można zabrać się z Tbilisi marszrutką, ale wtedy wszystko oglądać można jedynie przez szybę (o ile będzie miejsce przy oknie), a i to tylko z jednej strony. Inną alternatywą jest taksówka z Tbilisi, ale to już są znaczne koszty, daje to jednak możliwość częstszych przystanków. Ja mam wszystko w nosie i zatrzymuję się kiedy chcę, gdzie chcę i na ile chcę.

Z wartych wspomnienia przystanków na pewno warto zatrzymać się w Gudauri, które ambicją władz jeszcze wtedy radzieckich przekształcone zostało w kurort narciarski, do dziś ponoć lubiany przez Rosjan. Gudauri nie powala wielkością i nie ma tu nic do zwiedzania, ale znajdując się na wysokości 2200 m n.p.m. daje możliwość oglądania wysokich szczytów dookoła. No i co ważne, jest tu duża stacja benzynowa ze sporym sklepem, zaopatrzonym nawet we własną „piekarnię” – można tu kupić m.in. świeże i ciepłe chaczapuri.

Również z czasów radzieckich pochodzi stojący niedaleko za Gudauri monumentalny pomnik przyjaźni rosyjsko-gruzińskiej, usadowiony na dużej platformie widokowej – stąd rozpościerają się naprawdę nieziemskie widoki – to punkt obowiązkowy dla każdego turysty. O tym, że dużo tu turystów, świadczy kolejne pokaźne stadko psów szwędających się między samochodami. Platforma widokowa z pomnikiem jest często mylnie uznawana za najwyższy punkt Gruzińskiej Drogi Wojennej – a ten znajduje się jakieś 2-3 minuty jazdy dalej – jest oznaczony stojącym przy samej drodze niezbyt pokaźnym pomniczkiem – jestem na wysokości 2379 m n.p.m., co nie poraża, wszak we francuskich Alpach bywaliśmy już samochodem na ponad 2700 m. Ale widoki są równie piękne. Jakoś mam słabość do górskich dróg widokowych.

Gruzińska Droga Wojenna
Gruzińska Droga Wojenna
Stepantsminda, kościół Cminda Sameba
Stepantsminda, kościół Cminda Sameba
Stepantsminda, kościół Cminda Sameba
Stepantsminda, kościół Cminda Sameba
Stepantsminda, kościół Cminda Sameba
Stepantsminda, kościół Cminda Sameba
Stepantsminda, miasto widziane ze wzgórza kościoła Cminda Sameba
Stepantsminda, miasto widziane ze wzgórza kościoła Cminda Sameba
Kościół Cminda Sameba
Kościół Cminda Sameba

Dalej pozostaje już tylko 25 km do Stepantsmindy – celu większości jadących Gruzińską Drogą Wojenną. To mikro-miasteczko (ok.2 tys. mieszkańców) powróciło do swojej oryginalnej nazwy w 2006 r. (Stepantsminda to „święty Stefan”, wg legendy założyciel monasteru w tym miejscu), w czasach panowania radzieckiego nazywało się „Kazbegi” – ta nazwa jest często używana także dziś. Nazwa prawdopodobnie związana jest z czasami początku XIX w., kiedy Rosja anektowała Gruzję, a miejscowy „władca” nie poparł powstania gruzinskiego (1804 r.), w nagrodę otrzymując rosyjski stopień oficerski majora – ów człowiek nazywał się ponoć „Kazi-Beg”. Co ciekawe, wnuk tego „zdrajcy”, Aleksander Kazbegi, również urodzony w mieście, był potem wybitnym gruzińskim pisarzem – jego muzeum znajduje się w Stepantsmindzie.

Aleksander Kazbegi z kolei, na pewno niechcący, stał się później inspiracją dla… Stalina, który nadał sobie rewolucyjny przydomek, pochodzący od głównego bohatera najbardziej znanego dzieła pisarza („Koba”). I tak historia rodziny Kazbegi zatoczyła koło – od gruzińskiego zwolennika Rosji, przez romantycznego pisarza piszącego o sprawiedliwości i wyzwoleniu z imperializmu, po sowieckiego dyktatora, nic z wyzwoleniem i sprawiedliwością nie mającego wspólnego. Chichot historii.

Ale turystyka zna Stepantsmindę (po polsku Stepancmindę) głównie z sąsiedztwa kościoła św.Trójcy (Cminda Sameba), stojącego na wzgórzu ponad miastem, na wysokości ponad 2100 m n.p.m. Wybudowany w XIV w., z samodzielną dzwonnicą, stojący w odosobnieniu i na sporej wysokości kościół był miejscem, gdzie Gruzini przetrzymywali narodowe relikwie w czasach niebezpieczeństwa.

Cminda Sameba jest dziś najczęściej spotykanym na zdjęciach, „pocztówkowym” obiektem w Gruzji, niejako jej turystycznym symbolem. Jest celem miłośników trekkingu oraz jazdy samochodami terenowymi – ze względu na wyjątkową drogę dojazdową do kościoła – 6,5 km totalnego offroadu – dostępnej wyłącznie dla samochodów terenowych. Widowiskowości świątyni dodaje dodatkowo tło – patrząc od strony Stepantsmindy, stoi na tle góry Kazbek (5033 m n.p.m.), jednej z najwyższych kaukaskich gór – w rzeczywistości góra znajduje się ok.10 km od Stepantsmindy. Jej stale ośnieżony szczyt, wg słoneczne i bezchmurne dni stanowi świetne tło dla kościoła Cminda Sameba.

Zjazd ze wzgórza kościoła Cminda Sameba
Zjazd ze wzgórza kościoła Cminda Sameba
Stepantsminda, "Google market"
Stepantsminda, „Google market”
Sno, wieża obserwacyjna
Sno, wieża obserwacyjna
Boczna droga do Sno
Boczna droga do Sno
Sioni, monaster i wieża obserwacyjna na wzgórzu
Sioni, monaster i wieża obserwacyjna na wzgórzu

Po wjechaniu do Stepantsmindy bez żadnego postoju skierowałem się za znakiem wskazującym skręt z głównej drogi w kierunku świątyni. Ok, postój był, musiałem włączyć GoPro – zadaniem było nagranie całej drogi dojazdowej do Cmindy Sameby – szukałem takiego filmu na YouTube przed wyjazdem, by sprawdzić rzeczywisty stopień trudności tej trasy, ale nie znalazłem. Nagrałem więc własny – pełną drogę ze Stepantsmindy do Cmindy Sameby (nieco ponad 20 minut) znajdziecie tutaj. A poniżej wersja skrócona, takie „the best of…” 🙂

Jedna ważna uwaga – w miarę wjeżdżania Gruzińską Drogą Wojenną w Kaukaz, stopniowo spadała temperatura – jadąc tu pamiętajcie, że jedziecie w wysokie góry. Wyjeżdżając z upalnego Tbilisi (tego dnia było tam ponad 30 stopni w cieniu), w Stepantsmindzie zastaniecie 14 stopni, a na wzgórzu kościoła będzie 12C. To samo dotyczy wyższych rejonów w trakcie jazdy. Warto wziąć cieplejsze ubranie.

Droga wjazdowa pod Cmindę Samebę to prawdziwa przygoda dla człowieka pierwszy raz w życiu jeżdżącego terenówką. Wypożyczony Nissan Pathfinder spisał się wyśmienicie, a ja miałem naprawdę przednią zabawę podczas ok.25 minut jazdy pod górę. Doły, rowy, spore kamienie i mijanki „na lusterko” ze zjeżdżającymi w dół sprawiły, że nie zauważyłem kiedy minął czas jazdy. A po wyjeździe na szczyt, można poczuć potęgę gór – samochody i ludzie na tle otaczającego kościół krajobrazu wydają się naprawdę niewiele znaczący… To wszystko sprawia, że sama wizyta we wnętrzach kościoła (zakaz fotografowania, pilnowany przez michów) schodzi na plan dalszy. Na wzgórzu można przesiedzieć dowolną ilość czasu, chłonąc widoki w promieniu 360 stopni. Tak po prostu posiedzieć, zapominając o planie dnia, rzeczach do zrobienia i załatwienia, o poszukiwaniu noclegu, zatankowaniu auta i milionie innych nieistotnych rzeczy.

Sno, kamienne głowy
Sno, kamienne głowy
Gruzińska Droga Wojenna, "gruzińskie Pamukkale"
Gruzińska Droga Wojenna, „gruzińskie Pamukkale
Twierdza Ananuri
Twierdza Ananuri
Twierdza Ananuri
Twierdza Ananuri
Twierdza Ananuri, kościół NMP
Twierdza Ananuri, kościół NMP
Twierdza Ananuri, kościół Wniebowzięcia NMP
Twierdza Ananuri, kościół Wniebowzięcia NMP
Twierdza Ananuri, kościół Wniebowzięcia NMP
Twierdza Ananuri, kościół Wniebowzięcia NMP
Twierdza Ananuri, kościół Wniebowzięcia NMP
Twierdza Ananuri, kościół Wniebowzięcia NMP
Twierdza Ananuri, kościół Wniebowzięcia NMP
Twierdza Ananuri, kościół Wniebowzięcia NMP

Ale kiedyś trzeba wrócić, raz że mimo wszystko jakiś plan dnia jest, dwa że czeka kolejna zabawa przy zjeżdżaniu w dół samochodem, trzy – ze Stepantsmindy trzeba zrobić fotkę kościoła z Kazbekiem w tle – bez niej nie ma po co wracać do Polski 🙂 A – jeszcze jedno – jestem, pod szczerym wrażeniem ludzi, wchodzących na wzgórze kościelne na piechotę. Ja bym pewnie odpuścił, albo wsiadł do którychś z licznych taksówek w postaci nieśmiertelnej i leciwej Łady Niwa, niezwykle popularnej w Gruzji, i dał się wywieźć na górę. Choć to nie to samo, co wjechać samemu. Ale wejście piesze – podziw. Dwie trzy godziny drogi pod górę.

Po zjeździe do Stepantsmindy okazało się, że niestety Kazbek wciąż jest w dużej części przykryty chmurami. W oczekiwaniu na zmianę poszedłem na obiad do jednej z restauracji przy głównym placu miasta, z widokiem na Kazbek. Wsunąłem czichirtmę – tradycyjną gruzińską zupę z kurczaka, cebuli i jajek, z masłem dodawanym już na talerzu. Kazbek niestety się nie odsłonił, więc pozostało opuścić Stepantsmindę. Zanim jednak wyjechałem, odwiedziłem chyba najbardziej oryginalne miejsce, jakie widziałem w całej Gruzji, czyli „market Google”, nie mający nic wspólnego z amerykańskim gigantem… sklep spożywczy w centrum miasta. Ot, widać, że prawa autorskie i opatentowane loga jeszcze do Gruzji nie dotarły 🙂

Czas na powrotny zjazd Gruzińską Drogą Wojenną wgłąb Gruzji. Aby tak po prostu nie wrócić bez żadnej historii, na początek tuż za Stepantsmindą odbiłem na chwilę w lewo, w stronę widocznych z daleka widowiskowych, ośnieżonych szczytów i stojącej przed nimi małej wioski o nazwie Sno. Za Sno kończy się asfalt i zaczyna droga dostępna tylko dla samochodów terenowych, prowadząca w piękną dolinę aż do wioski Juta (Dżuta), tuż u stóp wspomnianych ośnieżonych szczytów (wszystkie grubo powyżej 3000 m). Odpuszczam tę drogę i zatrzymuję się na chwilę w Sno – warto tu rzucić okiem na wieżę obserwacyjną dawnej twierdzy z XVI-XVII w.

Mccheta, monaster Dżwari
Mccheta, monaster Dżwari

W środku wsi, przy centralnie położonym rondzie, znajdziecie jeszcze pomnik króla Wachtanga Gorgasali (tego, który wg legendy założył Tbilisi) oraz nowo wybudowany kościół oraz dom-muzeum obecnego patriarchy Gruzji – Eliasza II – stąd pochodził ojciec głowy gruzińskiego kościoła prawosławnego. A przy drodze dojazdowej ze Sno do drogi głównej zobaczycie jeszcze kamienne głowy – wg jednym to rzeźby głów gruzińskich bohaterów, wg innych poetów – w każdym razie wyglądają oryginalnie.

Zaraz po powrocie na Gruzińską Drogę Wojenną wjeżdżamy do wioski Sioni, w której obok drogi na wzgórzu można pooglądać widowiskowo położony monaster oraz wieżę obserwacyjną. 15 km dalej, a kilka przed powrotem na Przełęcz Krzyżową, polecam stanąć przy „gruzińskim Pamukkale”, naciekach mineralnych pozostawianych przez spływającą ze źródeł wodę. Za dumną nazwą, nawiązująca do słynnej „bawełnianej twierdzy” w Turcji, nie idzie wiele więcej – nacieki przy Gruzińskiej Drodze Wojennej są dużo skromniejsze (na tyle, że mieszczą się całe na zdjęciu zrobionym z 20 metrów), o wiele mniej widowiskowe (brak tarasów, basenów oraz całkowicie mniej atrakcyjny kolor).

Przedostatnią atrakcją tego dnia jest powrót do miejsca ostatniego noclegu, czyli do twierdzy Ananuri. Jej najstarsze części pochodzą z XIII w., była od początku główną fortecą książąt Aragwi. Twierdza Ananuri znajduje się wśród kandydatów do wpisania na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Lepiej zachowana jest górna część fortyfikacji, w tym najbardziej widoczna wieża, zwana Szeupowari. Za murami znajdują się dwa kościoły:

  • kościół NMP, położony wyżej, pochodzący z I połowy XVII w.;
  • kościół Wniebowzięcia NMP, położony niżej, młodszy, wybudowany w 1689 r. Wyróżnia się rzeźbionymi fasadami i wejściami oraz freskami we wnętrzach (część została zniszczona w czasie pożaru w XVIII w.);
Mccheta, monaster Dżwari
Mccheta, monaster Dżwari

Pomiędzy kościołami stoi, niemal przyklejona do murów tego drugiego, stara wieża obserwacyjna z XIII w. – to najstarszy element twierdzy, zachowany do dziś. Wewnątrz murów można także znaleźć wejście do wnętrza wieży Szeupowari. A z dolnych murów twierdzy można rozkoszować się widokiem na jezioro (właściwie sztuczny zbiornik wodny) Żinwali, stanowiący źródło wody pitnej dla Tbilisi, stolicy kraju. Turkusowe wody jeziora w połączeniu z filmową urodą twierdzy dają widok niesamowity.

Mccheta, monaster Dżwari
Mccheta, monaster Dżwari

Końcowym etapem podróży wzdłuż Gruzińskiej Drogi Wojennej jest miasto Mccheta, a właściwie tylko górujący na wzgórzu nad miastem monaster Dżwari (Jvari), wpisany na listę UNESCO. O samej Mcchecie opowiem w kolejnym wpisie, przy okazji jej zwiedzania. A monaster Dżwari wg legendy powstał w miejscu, gdzie kiedyś zatrzymała się na modlitwę św.Nino (ta, która wprowadziła w Gruzji chrześcijaństwo, nawracając ówczesną parę królewską w IV w., jej grób znajduje się w zwiedzanym dwa dni wcześniej monasterze Bodbe nieopodal Signagi) i postawiła tu drewniany krzyż. Krzyż ten zaczął później uchodzić za cudowny i stał się celem pielgrzymek.

W połowie VI w. wybudowano tu pierwszy kościół, a potem, na przełomie VI / VII w. wybudowano obecnie stojącą świątynię. Stopniowo rozbudowywano ją o pomieszczenia służące mnichom oraz mury obronne, których resztki zachowały się dziś dookoła świątyni. Ona jedna zachowała się w jako takim stanie do dziś. Wnętrze jest stosunkowo niewielkie, a centralnym jego elementem jest nadal duży drewniany krzyż. Nadal też Dżwari jest celem wielu pielgrzymów oraz turystów. Obok świątyni znajduje się duży parking, w ciągu dnia dość szczelnie zapełniony.

Z monasteru Dżwari rozciąga się świetny widok na samo miasto Mccheta. Można sprawdzić rozkład starówki, umiejscowionej w widłach rzeki, zorientować się w położeniu głównej turystycznej atrakcji – katedry Sweti Cchoweli. Dla mnie to była także okazja do poszukania z góry miejsca na nocleg. Wytypowałem dwa miejsca, z których jedno odpadło z powodu bycia parkingiem służbowym przy miejskiej komendzie policji 🙂 Drugie, nad samą rzeką, było idealne (nie licząc niestety komarów).

Wracając do monasteru Dżwari – największą sztuką jest dojazd do niego z Mcchety. Trzeba trochę pokluczyć główną drogą, wiedzieć gdzie zjechać, żeby dostać się w końcu na jeden jedyny zjazd w kierunku monasteru. Dalej prowadzi kręta, ale dobra jakościowo droga, wiodąca przez tereny ulubione przez miejscowych jako miejsca piknikowe. Gdy wjeżdżałem, świadczyła o tym liczba samochodów na poboczu i rodzin na trawie, a gdy wracałem – ilość śmieci na tejże trawie… Bliskość świętego miejsca nie przeszkadza Gruzinom w zaśmiecaniu terenów zielonych.

Mccheta, panorama miasta
Mccheta, panorama miasta
Mccheta, katedra Sweti Cchoweli widziana ze wzgórza monasteru Dżwari
Mccheta, katedra Sweti Cchoweli widziana ze wzgórza monasteru Dżwari
Mccheta, budynek komendy policji (widok ze wzgórza monasteru Dżwari)
Mccheta, budynek komendy policji (widok ze wzgórza monasteru Dżwari)
Armazscyche, ruiny dawnej rezydencji królów Iberii (widok ze wzgórza monasteru Dżwari)
Armazscyche, ruiny dawnej rezydencji królów Iberii (widok ze wzgórza monasteru Dżwari)

I to już koniec jazdy Gruzińską Drogą Wojenną w obie strony. Atrakcji co niemiara, dzień pełen przeżyć i (na szczęście) bez konieczności urządzania ostrych wspinaczek. Piękne górskie widoki wymieszane z barwną i momentami tragiczną historią. Bliskość śnieżnych szczytów i… południowej Osetii, terenu spornego z Rosją i raczej przez turystów pomijanego. Jest co pamiętać.

Odnośnie jakości drogi – chyba Gruzini zakończyli już budowę nawierzchni na Gruzińskiej Drodze Wojennej – w informacjach w sieci z lat poprzednich można znaleźć wiadomości o braku asfaltu na końcowym etapie przed Stepantsmindą – w czerwcu 2014 całą trasę można już przejechać po asfalcie – trafiłem chyba tylko na jeden, stumetrowy odcinek z robotami na poboczu. Po jeździe z Achmety przez Tianeti (70 km w ponad cztery godziny), ta droga jest po prostu rewelacyjna. Zresztą możecie zobaczyć też na video:

O godz.21-wszej byłem już na swojej noclegowej miejscówce nad brzegiem rzeki, z widokiem na wzgórze z podświetlonym monasterem Dżwari, widocznym z każdego miejsca w mieście. Czas lulu, kolejny dzień będzie znów z długą trasą, a na początek: zwiedzanie Mcchety.

Pełna galeria zdjęć z Gruzińskiej Drogi Wojennej znajduje się na osobnej stronie naszego bloga oraz na naszym profilu na Facebooku.

Jak bardzo przydatny jest dla Ciebie ten artykuł?

Kliknij na odpowiednią gwiazdkę i oceń treść

Dotychczasowa średnia ocena 5 / 5. Ilość opinii: 2

Ten artykuł nie był jeszcze oceniany. Oceń jako pierwszy!

Jeśli nasz artykuł jest dla Ciebie przydatny...

podziel się nim ze znajomymi 🙂

Dodaj komentarz