Po dwóch dniach, spędzonych w Kosowie, przyszedł w naszej wakacyjnej podróży czas na kolejną już wizytę w Albanii. Tym razem nadrabialiśmy zaległości z podróży sprzed roku. Celem – atrakcje środkowej i północnej części kraju.
Tour de Europe 2014, dzień 16 (poprzedni wpis: Prizren, szorstka perełka Kosowa). Prizren, ostatni punkt naszego pobytu w Kosowie, opuściliśmy około południa. Skierowaliśmy się w stronę granicy z Albanią – dużo wcześniej zdecydowaliśmy, że nie będziemy ryzykować wyjazdu z Kosowa przez granicę z Serbią. Wakacyjna podróż nie jest po to, by stwarzać sobie ewentualne problemy na granicach.
Odcinek albański tej podróży miał być zaledwie jednodobowy. Jedyny nocleg mieliśmy zaplanowany w Szkodrze, a w planie zwiedzania – wszystko to, czego nie udało nam się zobaczyć rok wcześniej, gdy w drodze do Turcji przejechaliśmy całą Albanię z północy na południe. Wtedy to przez korki na granicy wyjazdowej z Czarnogóry do Albanii wjechaliśmy już przy zapadającym zmroku i wszystkie atrakcje zaplanowane na północy – Szkodrę, Lezhe, Krujë – musieliśmy sobie odpuścić.
Z Prizrenu do granicy z Albanią jest raptem kilkanaście kilometrów dobrej jakościowo drogi, zanim się więc obejrzeliśmy, staliśmy już w kolejce do kontroli granicznej. Przejście graniczne jest niewielkie, jak na granicę z Albanią kolejka na granicy była powiedzmy „normalna”, spędziliśmy w niej prawie pół godziny, co jest bardzo dobrym czasem. Pierwszym przystankiem w Albanii miało być miasto Krujë, ale widząc niezłą panoramę znajdującego się niemal zaraz za granicą miasteczka Kukës, spontanicznie zdecydowaliśmy się skręcić w jego kierunku.
Kukës znane jest przede wszystkim ze swojej burzliwej historii najnowszej, choć osady ludzkie istniały tu już w starożytności. Przebiegała tędy słynna Via Egnatia, a miejsce, gdzie znajduje się dziś Kukës, stanowiło miejsce odpoczynku dla podróżnych. Wracając do historii najnowszej – obecne Kukës istnieje raptem… niecałe 40 lat. Powstało w 1976 r., kiedy to uruchomiono elektrownię i zaporę wodną na jeziorze Fierza, przez co zalane zostało „stare” Kukës – wszystkich mieszkańców przesiedlono.
Drugi moment, kiedy Kukës zasłynęło w historii to rok 1999 i wojna domowa w Kosowie. Miasto (liczące dziś zaledwie 16 tys. mieszkańców) zasłynęło wtedy przyjęciem – uwaga – ponad 400 tys. uchodźców z Kosowa. Było wtedy jednym z kandydatów (jako pierwsze miasto w historii) do pokojowej Nagrody Nobla.
Dziś Kukës jest bardzo nieciekawym i zaniedbanym miastem. Jeszcze za czasów komunistycznych usiłowano tu wzbudzić ruch turystyczny – wybudowano nawet kilka hoteli – ale niestety nie udało się. Miasto wygląda momentami odpychająco, a ulice którymi przejeżdżaliśmy, były w opłakanym stanie. Przejechaliśmy więc przez Kukës bez żalu, zatrzymując się dopiero nad jeziorem Fierza. Bo krajobraz i widoki na pobliskie góry, z najwyższym szczytem Gjallica (2489 m. n.p.m., to ledwie 10 m mniej od Rys, najwyższej góry Polski), są tym, z czego Kukës dziś słynie. I dla nich warto, choćby na chwilę, zawitać do tego, jak się wydaje, lekko zapomnianego skrawka Albanii.
Wracamy więc znów na autostradę, prowadzącą od granicy kosowsko-albańskiej w głąb Albanii. I chyba musimy się przy niej na chwilę zatrzymać. Przy okazji wakacyjnej podróży rok wcześniej, kiedy to po raz pierwszy wjechaliśmy samochodem do Albanii i zjechaliśmy ją od Szkodry na północy po Butrint na południu, popełniliśmy wpis o jakości albańskich dróg. Nie wyglądało to wtedy najlepiej.
Ale drogi w Albanii szybko się zmieniają – i zawsze na lepsze (na gorsze nie bardzo się da). Autostrada A1 jest tego najlepszym przykładem. Ciągnie się od granicy z Kosowem w okolicach Prizrenu i docelowo ma dojść do nadmorskiego Durres w Albanii. Jest zdecydowanie najlepszą drogą, jaką jechaliśmy w Albanii i dokładnie niczym nie odbiega od europejskich standardów. Jazda nią to czysta przyjemność.
Zatrzymaliśmy się na moment na parkingu przy miejscowości Rubik. No i okazało się, że zatrzymaliśmy się pod ważnym w regionie zabytkiem, a w zasadzie jego ruinami. Na skale, górującej nad parkingiem stoi bowiem dawny klasztor franciszkański, wybudowany w 1166 r. – wtedy jeszcze dla Benedyktynów, którzy ok.1217 r. oddali swoje włości Franciszkanom. Zniechęciły ich najazdy tureckie. Niewiele franciszkańskich kościołów i klasztorów ostało się po nich, a zakon dla poszkodowanych w najazdach mnichów otwierał hospicja, w tym jedno właśnie tu, w Rubik (XVI w.).
Aktywność Franciszkanów wzrosła od XVII w., aż w XIX w. odbudowano cały kompleks w Rubik (kościół, dzwonnicę, kolegium czy hospicjum). Niestety nadeszły czasy komunizmu w Albanii – w 1967 r. an rozkaz władz przełożonego klasztoru wypędzono z kraju, a cały kompleks, wraz z zabytkowymi freskami we wnętrzach, archiwami, biblioteką czy przechowywanymi tu relikwiami – zniszczono. W ostatnich latach odbudowano (a raczej wybudowano na nowo, pomijając pozostałości starego) jeden z kościołów. Cały ten kompleks oglądamy jedynie z dołu, z perspektywy autostrady – nie bardzo mamy czas na głębszą eksplorację i szukanie drogi dojazdowej. Plan zakłada bowiem jak najszybsze dojechanie do Krujë.
Z Rubik do Krujë jest mniej więcej godzina jazdy (50 km). Krujë jest niezwykle ważnym historycznie miejscem dla Albańczyków. Historycy uznają bowiem, że leżące niedaleko miasta ruiny illyryjskiego miasta są mitycznym Albanopolis – głównym miastem odłamu Illyrów, który dał początek narodowi albańskiemu. Nigdy nie udało się ostatecznie potwierdzić dzisiejszej lokalizacji Albanopolis – pozostaje ono legendą (aczkolwiek istniało, było opisywane przez starożytnych rzymskich historyków), ale jest duża szansa, że było ono początkiem współczesnego Krujë.
Albanopolis tym razem zwiedzić się nie udało (ale uchylimy rąbek tajemnicy, zobaczyliśmy je podczas tegorocznej podróży wakacyjnej – przypominamy, że wpis ten dotyczy podróży z 2014 r.), ale drugie podejście do Krujë okazało się skuteczne. Wg historyków, Albanopolis opuszczone zostało ok. II w. n.e., a mieszkańcy przenieśli się do Durres i Lezhe. Ale znaleziono tu jednak także ślady pobytu ludzi z VI w., co mówiłoby jednak, że miasto było zamieszkałe aż do czasów, kiedy w historii pojawia się Krujë.
Bo pierwsze pozostałości historycznych w Krujë pochodzą mniej więcej z V / VI w. n.e. Pierwsza twierdza wybudowana została prawdopodobnie gdzieś pomiędzy VI – IX w., a pod koniec XII w. Krujë zostało stolicą pierwszego albańskiego państewka, a później weszło w skład Królestwa Albanii. Dokumenty mówią, że już w IX w. miasto było siedzibą biskupią. XIII i XIV w. to czasy wielokrotnej zmiany „władzy” (Bizancjum, Serbia, Imperium Osmańskie), aż nadeszły czasy tego ostatniego.
Tu zaczyna się najsłynniejsza historia związana z miastem, czyli historia Skanderberga, bohatera narodowego Albańczyków. Początkowo był on osmańskim gubernatorem, ale potem zorganizował albański ruch wyzwoleńczy (m.in. Ligę z Lezhe) i rozpoczął odbijanie albańskich terytoriów z rąk Turków. Jednym z głównych miejsc oporu było właśnie Krujë, którego Skanderberg skutecznie bronił przez kilkanaście lat. Turcy odbili miasto dopiero po śmierci Skanderberga – i to nie siłą, a obietnicą wypuszczenia obrońców – słowa nie dotrzymali, po poddaniu miasta wymordowali mieszkańców (1478 r.). Wcześniej nawet siłami 100-150 tys. żołnierzy trzykrotnie oblegali miasto, bronione przez ok.2 tys. obrońców – bez sukcesu. Z rąk tureckich Krujë wyzwoliło się dopiero na początku XX w., wchodząc w skład na nowo powstającej Albanii.
Podczas dojazdu do Krujë, już z daleka da się zauważyć górujące nad miasteczkiem wzgórze z twierdzą, która jest dziś głównym celem turystycznym miasta. Zamek w Krujë jest dziś jednym z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejscem – nie jest więc do niego trudno trafić. My odpuściliśmy sobie nawigację i po prostu „przykleiliśmy się” samochodem do dwóch jadących przed nami autokarów z polskimi rejestracjami. Bezbłędnie doprowadziły nas pod sam zamek 🙂
Zamek jest dla Albańczyków symbolem. Symbolem niezłomności, bohaterstwa i nacjonalizmu. Symbolem obrony przez Osmanami, symbolem walki mieszkańców przed o wiele większymi siłami wroga. Zamek w Krujë był centrum obrony Skanderberga, bronił się tu niemal przez dwa dziesięciolecia. I choć z samego zamku niewiele dziś pozostało, to pod koniec XX w. otworzono tu Muzeum Skanderberga, w wybudowanym specjalnie w tym celu budynku, w którym ekspozycje pokazują całą historię życia bohatera Albanii. Wstęp jest płatny (o ile pamiętamy – 200 LEK), teoretycznie jest też zakaz fotografowania, aczkolwiek opiekunowie nie protestują przy robieniu zdjęć. Z tarasów muzeum rozpościera się świetny, panoramiczny widok na miasto, położone na zboczu góry.
Do samego zamku doszliśmy pieszo, parkując samochód pod okazałym pomnikiem Skanderberga. Bardzo malowniczym odcinkiem spaceru było przejście przez starą dzielnicą Krujë, położoną pod murami zamkowymi. Do dziś funkcjonuje tam bazar w dobrym, tureckim stylu, choć mocno ukierunkowany na turystyczne „badziewie”. Tak czy siak, ciasne bazarowe uliczki świetnie się prezentują, i w rzeczywistości, i na zdjęciach.
Przy zjeździe ze wzgórza zamkowego warto się zatrzymać przy małym budyneczku, nieco przypominającym meczet (aczkolwiek bez minaretu), stojącym na jednym z zakrętów drogi na dół. To święte miejsce religijne, w którym wg legendy znajduje się jeden z grobowców Sari Salltika, legendarnego XIII-wiecznego derwisza, czczonego do dziś jako świętego przez jeden z tureckich zakonów (Bekszytów). Pochowano go podobno w siedmiu trumnach, w różnych miejscach (w jednym już wcześniej byliśmy – w bośniackim Blagaj), w tym także w Krujë. Po tekke oprowadzał nas bardzo miły starszy pan, z lubością pokazujący każdy szczegół i eksponat na ścianie. Tekke jest chętnie odwiedzane przez młode pary jako miejsce sesji zdjęciowych. Z innych ciekawostek – w centrum Krujë można znaleźć m.in. pomnik George’a W.Busha, prezydenta USA.
Kierujemy się teraz w kierunku północnym Albanii. Nocleg mamy w Szkodrze, a po drodze jeszcze kilka miejsc do zobaczenia. Ostatnim, które pokażemy Wam w tym wpisie jest Laç, niewielkie miasteczko, położone ok.20 km na północ od Krujë. W zasadzie niczym szczególnym się nie wyróżnia – poza jednym miejscem, położonym wysoko na wzgórzu kościołem, poświęconym św.Antoniemu z Padwy (Kisha e Shna Ndout).
Miejsce to jest bardzo znaczące dla wiernych z całego regionu, kojarzone jest z mnichami już od XII w., kiedy osiedlali się oni tu w obronie przed tureckimi najazdami. Kościół na skale wybudowano w 1557 r., a dziś jest on chyba najważniejszym celem pielgrzymek religijnych w całej Albanii, a także sąsiednich krajach. W połowie czerwca przybywa tu nawet do miliona (!) pielgrzymów, liczących na łaskę uzdrowienia. Nieco poniżej kościoła znajduje się także jaskinia, w której wg legendy żył św.Błażej (ale nie ten znany biskup armeński, a lokalny św.Błażej – Albańczyk – torturowany w Durres, dziś patron Dubrownika, jest tam ponoć pochowany).
Czytaliśmy o tym miejscu w Laç i jakoś nie dowierzaliśmy temu milionowi pielgrzymów religijnych w Albanii (wszak jeszcze nie dawno było to państwo nieco na siłę ustanowione świeckim). Jednak zdjęcia w sieci nie kłamią – w czerwcu są tu rzeczywiście nieprzebrane tłumy wiernych. Wrażenie robo choćby sam parking na szczycie wzgórza, już nad klasztorem – jest tak ogromny, że zaczęliśmy wierzyć w to, co przeczytaliśmy.
I tak kończymy pierwszą część naszej opowieści o drugim wjeździe do Albanii. Ale to nie koniec albańskich atrakcji z wakacyjnej podróży AD’2014. W następnym wpisie pokażemy Wam kolejne warte uwagi miasto: Lezha.
Pełna galeria zdjęć z albańskich Kukës, Krujë i Laç znajduje się na osobnej stronie naszego bloga oraz na naszym facebookowym profilu.