Trzeci dzień w Rio de Janeiro to przede wszystkim wizyta u stóp ikony turystycznej miasta, czyli pod pomnikiem Chrystusa Odkupiciela na wzgórzu Corcovado. Ale nie tylko, bo zdążyliśmy też troszkę „poplażować” i odwiedzić kolejną plażę – Botafogo.
Karnawał w Rio, dzień 3 (poprzedni wpis: Rio de Janeiro: stadion Maracana i ogród zoologiczny). Zwiedzanie zwiedzaniem, ale jak się jest w Rio de Janeiro w środku tamtejszego lata, to plażowanie też jest punktem obowiązkowym programu. Trzeci dzień pobytu w Rio rozpoczęliśmy więc od wylegiwania się na plaży Ipanema, skwierczenia na słońcu i obserwacji plażowego życia tubylców. Generalnie nic do opowiadania, może poza kilkoma fotkami plażowych sprzedawców wszystkiego, wyjątkowo na brazylijskich plażach „fotogenicznych” 🙂
Plażowanie szybko się nudzi, więc zwinęliśmy się z piasku z zamiarem pospacerowania wzdłuż plaży i wybrzeża oceanu, co zaskutkowało wizytą na kończącym plażę Ipanema cypelku, zwanym Arpoador. Bardziej od cypla znana jest plaża Arpoador, leżąca obok niego – uznawana jest za mekkę surferów w Rio i jest miejscem wielu zawodów w tej jakże popularnej dyscyplinie w ciągu roku. Tu można znaleźć wypożyczalnie sprzętu czy wykupić lekcje surfingu.
Cypel, a w zasadzie wystająca z wody skała Arpoador, znana jest głównie z tego, że rozciągają się z niej świetne widoki na plażę Ipanema – to jedno z najlepszych miejsc do zrobienia sobie fotki na tle dłuuuugiej piaszczystej plaży. Wieczorami zaś Arpoador to świetna miejscówka do podziwiania zachodów słońca. Za skałą znajduje się maleńka plaża Diablo (czyli „diabelska plaża”), zazwyczaj w dzień słabo obłożona, za to wieczorami służąca miejscowej młodzieży jako miejsce do imprezowania – pewnie ze względu na to, że z obu stron jest osłonięta przez skały (z jednej Arpoador, z drugiej fort Copacabana) i daje możliwość swoistej „prywatności”.
Druga część dnia to już wycieczka na Corcovado, trzeba w końcu zobaczyć słynnego Jezusa Odkupiciela – choć w zasadzie w Rio ciężko go nie zobaczyć – góruje nad miastem i jest tłem na większości zdjęć, robionych w kierunku od oceanu wgłąb lądu. Ale statuę trzeba zobaczyć też z bliska. Na Corcovado nie da się dojechać miejskim metrem, trzeba skorzystać z autobusów miejskich (można oczywiście taksówką, ale co to za przygoda). Pod stację kolejki szynowej, wywożącej turystów pod pomnik dojechać można autobusem z okolic Copacabany, czeka nas więc spacerek z Ipanemy (kilka kilometrów), ale to sama przyjemność. O tym, jak „używać” transportu miejskiego w Rio de Janeiro, możecie przeczytać w osobnym wpisie.
Wyjście z autobusu pod stacją kolejki Cosme Velho na Corcovado oznacza zmasowany „atak” ze strony kierowców konkurencyjnych do kolejki taksówek. Atak oczywiście nie fizyczny, ale bardzo intensywny i mający nas błyskawicznie przekonać, że podróż kolejką nie ma sensu. I rzeczywiście, choć na dzień dobry „spuściliśmy na drzewo” obskakującego nas taksówkarza, to szybko się przekonaliśmy do powrotu do niego. Otóż w sezonie (a czas karnawału to jego szczyt w Rio) kolejka na Corcovado jest niesamowicie obłożona – do tego stopnia, że gdy przybyliśmy na stacyjkę, wyświetlacz głosił, że najbliższe dostępne bilety są na kurs za mniej więcej… 2 godziny (!). A do tego cenę kolejka też ma kosmiczną – bilety oscylowały coś około 45 BRL od osoby (czyli mniej więcej 90 PLN).
Koniec końców, wsiedliśmy do taksówki, w której oprócz nas znalazła się jeszcze para (dosłownie) męska – młody Brazylijczyk ze starszym Szwedem. Odjechaliśmy od razu, pomijając dwugodzinne czekanie na wagonik kolejki szynowej. No i zaoszczędziliśmy trochę – taxi w dwie strony (trochę kombinowane, o czym później) kosztowało nas po 25 BRL od osoby – czyli koszty o połowę niższe.
Odejdźmy trochę od roku 2012 – kilka zdań o historii pomnika Chrystusa Odkupiciela w Rio, zwanego tu „Cristo Redentor”, uznawanego za jeden z cudów nowego świata. Pomysł postawienia na wzgórzu Corcovado okazałego pomnika, upamiętniającego 100-lecie niepodległości Brazylii – jeszcze wtedy nie było decyzji, w jakiej formie i co konkretnie przedstawiającego, pojawił na początku lat 20-tych XX w., zaraz potem rozpoczęto w kościołach zbiórkę pieniędzy. W 1922 r., w ramach obchodów 100-lecia niepodległości, wbudowano kamień węgielny – wtedy już wybrany był projekt postaci Chrystusa z rozpostartymi ramionami – obejmował nimi miasto, a równocześnie witał przybywających do miasta gości.
Na sam pomnik trzeba było jednak poczekać aż 9 lat, kiedy to wykonana we Francji statua została przywieziona, złożona i odsłonięta w październiku 1931 r. Tu warto wspomnieć o polskim akcencie, związanym z pomnikiem – projektantem był bowiem Paul Landowski, francuski rzeźbiarz, syn Polaka, powstańca styczniowego. Matka Paula była Francuzką. Statua Chrystusa Odkupiciela jest dziś najsłynniejszym dziełem Landowskiego, choć w swoich czasach był bardzo, ale to bardzo cenionym artystą.
Jednym z jego innych ważniejszych osiągnięć był też złoty medal… olimpijski w Amsterdamie (1928 r.). Tak, tak, do 1948 r. równolegle z olimpiadami sportowymi odbywały się olimpiady artystyczne, na których przyznawano medale za działa związane tematycznie ze sportem – w pięciu „konkurencjach”: architektura, literatura, muzyka, malarstwo i rzeźba.
Wracamy do pomnika Chrystusa Odkupiciela – do listopada 2010 r. była to najwyższa na świecie tego typu budowla (statua 30 m, cokół 8 m), ale wtedy odsłonięto figurę Chrystusa Króla w… polskim Świebodzinie, o wysokości 36 m (nie ma cokołu, jest usypane sztuczne wzgórze). Jeśli jednak liczyć wysokość łącznie z cokołem (podstawą), to Chrystus z Rio jest nadal najwyższy – oczywiście do świebodzińskiej statuy zawsze można doliczyć 16 m pagórka pod pomnikiem, ale to już chyba przesada – wtedy do Chrystusa w Rio trzeba by doliczyć wysokość wzgórza Corcovado (710 m :-)) i jest po dyskusji 🙂
A co do kolejki szynowej, wożącej do dziś turystów na Corcovado – po raz pierwszy została uruchomiona już w 1884 r., za czasów cesarza Pedro II – wtedy jeszcze nie było tu pomnika. Pierwsza kolej była parowozem i była uznawana za techniczny cud, wożąc skład po bardzo stromym zboczu (długość trasy ze stacji Cosme Velho to ponad 3,8 km). W 1910 r. zamieniono kolej na elektryczną – była to pierwsza elektryczna kolej w całej Brazylii. Ostatnia zmiana miała miejsce w 1979 r., kiedy to po raz kolejny zmieniono skład, na bardziej nowoczesny i bezpieczny.
Jedziemy więc taksówką. Ten kurs był jedną z rzeczy, które najlepiej zapamiętaliśmy z karnawału w Rio. Opisywaliśmy już jazdę pod pomnik w jednym z poprzednich wpisów, ale powtórzymy. Trafił się nam kierowca – wariat, który ze stromej drogi w kształcie mocno zawijanej serpentyny urządził sobie połączenie toru wyścigowego z trasą turystyczną i cyrkiem po trochu. Trzymając jedną ręką kierownicę, wyprzedzał na serpentynach, nie używając za często hamulca (śmialiśmy się nerwowo, że może ich nie ma…) i tą jedną ręką równocześnie trąbiąc, dając znać żeby uważali ewentualni nadjeżdżający z przeciwka, zza zakrętu. Jedną ręką, bo równocześnie cały czas gadał do nas i drugiej używał do… pokazywania nam wszystkiego po drodze, machając nią za oknem… Było naprawdę wariacko – na tyle, że towarzysząca nam brazylijsko-szwedzka męska para skończyła kurs… trzymając się za ręce (a nie siedzieli obok siebie…). Prawdziwy folklor.
Jazda taksówką od jazdy kolejką różni się tym, że nie dojeżdża się pod sam pomnik (trasa kolejki kończy się na stacji Corcovado, z której pod pomnik można 220-toma schodami, windą lub ruchomymi schodami). Taksówki dojeżdżają na parking obok stacji kolejki Paineiras, gdzie trzeba wysiąść, kupić bilety na bus (jednocześnie są to bilety wejściowe do pomnika Chrystusa). Gdy bus się zapełni (w sezonie trwa to dosłownie chwilę), ruszamy w dalszą drogę, już pod stację Corcovado, gdzie wystarczy wjechać ruchomymi schodami do pomnika.
Taksówkarzowi zapłaciliśmy za kurs w obie strony, ale nie myślcie, że będzie on na Was czekał na parkingu, na którym Was wysadził. Pojedzie sobie z powrotem na dół, zostawiając Wam małe naklejki z numerkiem, które należy nakleić na ubranie. To swoisty identyfikator, który pozwoli Wam wrócić na dół – wsiada się do pierwszej lepszej taksówki jadącej na dół z parkingu Paineiras – wejściówką jest właśnie ta naklejka. Jak widać taksówkarze na Corcovado są nieźle zorganizowani – jedni jadą w górę, inni zabierają ludzi w dół – i tak na zmianę, nigdy nie jedzie się pustym.
OK, jesteśmy pod pomnikiem. Dlaczego warto tu wjechać ? Przede wszystkim dla widoków – ze wzgórza Corcovado (przed pomnikiem opada ono pionowo w dół – ponad 700 m pionowej ściany w dół) rozciąga się fenomenalny wprost widok na dowolną część Rio de Janeiro, także daleko w ocean. Jeśli nie traficie na mgłę lub nisko osiadające chmury, to można tu siedzieć i cieszyć oko dowolną ilość czasu. No i obowiązkowo – fotka ze statuą 🙂 Oprócz kontemplowania panoramy brazylijskiego wybrzeża nie za bardzo jest tu co robić, poza ewentualnym wydawaniem pieniędzy w położonych przy stacji końcowej kolejki sklepikach z pamiątkami.
Jedną z okolic, które widać z poziomu Corcovado, jest fawela Santa Marta, malutka, zamieszkała przez ok.6 tys. osób fawela, ale z bogatą historią. Nazwa pochodzi od obrazu, znajdującego się w kaplicy w najwyższej części osiedla. Na początku XX w. osiedli tu robotnicy pracujący przy budowie kościoła oraz mieszkańcy okolicznych wsi po kryzysie na rynku kawy. Fawela Santa Maria była pierwszą, spacyfikowaną przez brazylijską policję w akcji oczyszczania osiedli z dealerów narkotykowych i przestępczości – wcześniej osiedlem rządzili bez przeszkód członkowie karteli narkotykowych. Od kilku lat w faweli stacjonuje na stałe duży oddział policji, a ulice są pod monitoringiem. Przestępczość spadła tak drastycznie, że w faweli bywały największe gwiazdy – swój teledysk („They don´t care about us”) kręcił tu Michael Jackson, bywała tu Madonna. Tu kręcono też sceny do m.in. „Szybkich i Wściekłych 5” czy „Hulka 2”.
Minusem szczytu sezonu na pewno są dzikie tłumy, obsiadujące statuę Chrystusa Odkupiciela. Trzeba się przeciskać przez ciżbę i naprawdę ciężko zrobić sensowne zdjęcie pomnika bez wcinających się obcych postaci czy głów. Także zrobienie zdjęć panoramy wymaga poczekania na zwolnienie się miejsce przy ogrodzeniu zewnętrznym. No, ale co zrobić – Corcovado jest po prostu „must be” – być w Rio i nie być pod statuą Chrystusa ? Nie da się.
Zjazd z Corcovado odbył się tak, jak to opisaliśmy już wcześniej. Ale wsiedliśmy w inny autobus i wylądowaliśmy (z rozmysłem) przy plaży w dzielnicy Botafogo. Chcieliśmy zobaczyć bowiem wzgórze „Głowy Cukru” z tej plaży – widzieliśmy ją ze szczytu na dawała nadzieję na niezłą panoramę wzgórza. Botafogo jest dzielnicą Rio, leżącą bezpośrednio nad Zatoką Guanabara – tą, do której przybyli 1 stycznia 1502 r. pierwsi portugalscy kolonizatorzy, uznając ją za ujście rzeki – i nazywając w związku z tym „styczniową rzeką” – Rio de Janeiro.
Kibicom piłkarskim zapewne nazwa kojarzy się jedynie z klubem piłkarskim, jednym z wielkiej czwórki w Rio (Fluminense, Flamengo, Vasco da Gama i Botafogo). W dzielnicy Botafogo nie ma wielkich atrakcji turystycznych czy znanych zabytków, w czasie naszego pobytu tylko ten jeden raz byliśmy w niej rozmyślnie (następnego dnia wylądowaliśmy tam przypadkiem w drodze powrotnej z ogrodu botanicznego, myląc autobusy). Ale niedaleko plaży udało nam się oglądnąć Igreja da Imaculada Conceição do Sagrado Coração de Jesus – kościół Niepokalanego Poczęcia, dość widowiskowy z zewnątrz. Gotycka budowla pochodzi z 1852 r., dwa lata później przy kościele otwarto także szkołę, historycznie pierwszą szkołę żeńską w Rio de Janeiro.
I na tym skończyły się atrakcje trzeciego dnia pobytu w Rio de Janeiro. Kolejny dzień wypełnią kolejne atrakcje. Odwiedzimy słynny Ogród Botaniczny, a przede wszystkim rozpoczyna się właściwy karnawał, na razie na ulicach miasta.
Pełna galeria zdjęć z wizyty pod pomnikiem Chrystusa Odkupiciela w Rio de Janeiro znajduje się na osobnej stronie naszego bloga oraz na naszym profilu na Facebooku.