Jedziemy wzdłuż Lazurowego Wybrzeża. A jak Lazurowe Wybrzeże, to Monako, Cannes i Saint-Tropez – to były trzy żelazne (życie pokazało, że nie do końca) punkty naszej trasy do Hiszpanii. Czas teraz na króciutki pobyt w Cannes – a jak Cannes, to film i słynny Pałac Festiwalowy.
Tour de Europe 2011, dzień 4 (poprzedni wpis: Monako, pierwsze mini-państwo na mapie naszych podróży). W Monako spędziliśmy dużo więcej czasu, niż planowaliśmy – pędzimy więc do kolejnego punktu naszej trasy – równie ekskluzywnego, aczkolwiek nie na co dzień, a bardziej turystycznie i okazjonalnie – francuskiego Cannes.
Cannes raczej nie kojarzy się z historią, a na pewno nie z tą starożytną – ale ta mówi, że pierwszą osadę wybudowali tu przybysze z Ligurii (dziś rejony Genui), w II w. p.n.e., w końcówce świetności starożytnej Grecji. Pod nazwą „Canua” znane było już w X wieku, aczkolwiek przez niemal całą swoją historię było małą rybacką wioską, bez wielkiego znaczenia dla dziejów.
Dla świata Cannes odkrył w XIX w. Henry Brougham, brytyjski arystokrata (piastujący najwyższe urzędy, m.in. Lorda Kanclerza), który wykupił tutaj ziemię i przyczynił się do rozbudowy miejscowej infrastruktury – co z kolei zachęciło innych angielskich możnych do inwestycji w tym miejscu. Wkrótce też Cannes stało się niezwykle modnym miejscem spędzania wolnego czasu i inwestowania w nieruchomości. Sam lord Brougham spędził tu ostatnie 30 lat swojego życia i zmarł w Cannes, został tu też pochowany – do dziś jest uważany niemal za „założyciela” miasta.





Naszym celem była La Croisette – słynna promenada w Cannes, przy której znajdują się najbardziej prominentne plaże i hotele. Przy niej także znajduje się nasz cel – czyli słynny Pałac Festiwalowy w Cannes – miejsce równie słynnego festiwalu filmowego (z racji naszych zawodowych zainteresowań, także innego znanego festiwalu – Cannes Lions, czyli festiwalu branży kreatywnej).
O ile w Monako, z którego wyjechaliśmy ledwie godzinę wcześniej, luksus był standardem w naszych umysłach, ale raczej niezbyt widocznym na ulicach, o tyle w Cannes nadmorska promenada wręcz kipi bogactwem. Tu od razu widać, że nie jest to miejsce dla „średniej krajowej”, szczególnie w szczycie letniego sezonu. Już parkując na podziemnym parkingu na skraju promenady obok leciwego Ferrari mieliśmy tę świadomość.
Spacer po La Croisette, wzdłuż plaży, w dużej części prywatnej, zarezerwowanej dla gości stojących przy promenadzie hoteli, tylko upewnia nas w tym przekonaniu. Wiecie – kelnerzy uwijający się przy stolikach ustawionych na prywatnych molach. Platformy z ogromnymi głośnikami, pływające przy brzegu. Starsze, nieco wysuszone panie w niezwykle skromnych strojach, ale za to obwieszone biżuterią bardziej niż strojem, przystrojone biegającym obok, równie nienagannie przystrzyżonym pieskiem – koniecznie bardzo niewielkim… I już wiecie – wkroczyliście do obcego świata – wcale nie lepszego. Świata, w którym lans jest podstawą egzystencji. Świata luksusu i życia ponad stan. Tak – takie jest Cannes w okresie wakacyjnym.





Naszą uwagę po drodze do Pałacu Festiwalowego przykuwa hotel Carlton. Bo i okazały, bo i ma prywatne molo na plaży, a nawet prywatny kawałek plaży. To jeden z tych najbardziej ekskluzywnych hoteli w Cannes – zwyczajowo goszczący największe gwiazdy festiwalu filmowego w Cannes. Nie da się pokrótce wyliczyć – kto tu mieszkał, bo lista byłaby niezwykle długa. Popatrzcie tylko na nasze zdjęcia parkingu przy ulicy przed hotelem – nie stoi tu nic „poniżej” Ferrari. Ferrari to absolutne minimum wśród gości tego hotelu – ciekawe jak by wyglądał tutaj Tom Hanks ze swoim „nowym” maluchem, który taką sławę ostatnio zdobył w sieci 🙂
Hotel Carlton w Cannes ma swoje legendy. Tutaj toczyła się akcja filmu Alfreda Hitchcocka „Złodziej w hotelu”, nakręconego w 1955 r. Traf chciał, że główną rolę zagrała w nim Grace Kelly – w tym samym roku podczas w festiwalu w Cannes, mieszkając w Carltonie poznała księcia Monako – Rainiera III – rok później zostali małżeństwem. Jak się ono skończyło dla księżnej Grace – wszyscy wiemy.
Chichot historii – hotel Carlton był rzeczywiście miejscem wielkich, spektakularnych kradzieży. Pierwsza miała miejsce w 1994 r. – łupem złodziei padła biżuteria warta 60 milionów dolarów. Druga – w 2 lata po naszej wizycie w Cannes (w 2013 r.) była jeszcze bardziej medialna – zniknęła biżuteria warta aż blisko 140 milionów dolarów. W obu przypadkach – co ciekawe – złodziei nigdy nie złapano ani nie ukarano. Legenda rośnie, aczkolwiek chyba nie taka, jaką wymarzyliby sobie menedżerowie hotelu 🙂
Sam Pałac Festiwalowy w Cannes, wybudowany w 1982 r. na miejscu poprzedniej konstrukcji, goszczącej gwiazdy filmu od 1949 r. – jest jednym z najważniejszych obiektów uwagi turystów – czyli tych, który nie są gośćmi okolicznych hoteli 🙂 Co istotne, przy murach pałacu znajduje się swoista miniatura Alei Gwiazd z Hollywood – można się tu przymierzyć do rąk kilku naprawdę wielkich gwiazd kina 🙂 Zobaczcie nasze zdjęcia 🙂 No i ten czerwony dywan, na którym każdy może sobie zrobić zdjęcie – lans jest 🙂






A na koniec krótki spacer przy morskiej marinie w Cannes. I nawet jak tu nie ma festiwalu – stoją Bentley’e, dokują nieziemskie statki – luksus płynie z nieba niemal na równi z gorącym ukropem od słońca. Zostaje tylko powrócić na podziemny parking na drugim końcu promenady La Croisette – tu wreszcie następuje powrót na ziemię – w końcu obok nas parkuje „tylko” z 30-letnie Ferrari – pewnie jakiś miejscowy portier albo zmywacz brudnych naczyń…
Kolejnym etapem naszej wycieczki miało być Saint-Tropez. Kolejne miejsce ociekające luksusem, ale dla nas przede wszystkim miejsce kultowe – związane z jednym z najbardziej ulubionych aktorów. Wszak to z tym miasteczkiem nieodłącznie wiąże się legenda Louisa de Funes – nieśmiertelnego „Żandarma z Saint-Tropez”. Niestety nie udało się (tym razem) – wizyty w Monako i Cannes zajęły nam zbyt dużo czasu – musieliśmy przyśpieszyć, by zdążyć do hotelu w Marsylii. Ale co uciecze… (do Saint-Tropez wrócimy jeszcze w naszych podróżach). W kolejnym wpisie pokażemy Wam piękną katedrę de la Mayor w Marsylii.